Policja w Makowie Podhalańskim zatrzymała 24-latka z Rumi, który pokonał ponad 600 kilometrów, uciekając taksówką z kwarantanny. Mężczyzna trafił do szpitala Marynarki Wojennej w Gdańsku, gdyż podejrzewano u niego obecność koronawirusa. Na miejscu miał pobraną krew do badań i przebywał pod obserwacją. Nie chciał jednak posłuchać zaleceń lekarzy i cierpliwie czekać na wynik. Zamiast tego uciekł z placówki. Policja błyskawicznie rozpoczęła poszukiwania. Śledczy ustalili, że wsiadł on w taksówkę w Gdańsku i jechał nią w kierunku Podhala. Ostatecznie jego eskapadę udało się zakończyć w Makowie Podhalańskim. Nie stawiał on oporu, jednak policjanci znaleźli u niego maczetę. Podczas aresztowania służby miały na sobie specjalne, białe kombinezony.
Koronawirus w Polsce. Kaczyński przerywa milczenie. Chce lecieć za granicę [RELACJA NA ŻYWO]
Uciekinier nie uniknie kary za złamanie kwarantanny. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, może to być nawet 30 tysięcy złotych. Pod obserwację trafił także kierowca taksówki.
Obejrzyjcie wideo.