Sprawę opisał "Tygodnik Podhalański". Turystka ze Szczecina miała zakupić słoik żurawiny zachęcona tym, że miał być to produkt regionalny. Słoik zakupiła pod Gubałówką, była przekonana, że płaci za żurawinę, której nigdzie indziej kupić nie można. Wystarczyło jednak przyjrzeć się słoikowi, by odkryć smutna prawdę.
- Już nie pamiętam nawet ile zapłaciłam. Zachęciła mnie nazwa: "naturalna podhalańska żurawina". Słoik był pięknie oklejony i obwiązany materiałem, wyglądał na ekologiczny. Byłam przekonana, że zakupiłam eko-produkt, regionalny spod Tatr - cytuje turystkę "Tygodnik Podhalański".
Po otwarciu okazało się, że to produkt seryjnie produkowany przez jedną z polskich firm. Jak zaznacza "Tygodnik Podhalański", można go zakupić w internecie za niecałe 10 zł.
Zobacz również galerię: Miejsca niedaleko Krakowa na wycieczkę
W komentarzach pod tekstem portalu pojawiło się mnóstwo komentarzy:
- Tak się traci klientów i szacunek. Przykro mi, bo nasi górale mieli swój honor - czytamy.- No to chyba tak po góralsku - to kolejny.
- Ten problem dotyczy nie tylko żurawiny! miód oferowany na stoiskach również pozostawia wiele do życzenia, często jest pochodzenia azjatyckiego i nie ma nic wspólnego z pszczołami, a tracą na tym procederze nie tylko klienci, ale również okoliczni pszczelarze! - czytamy po tekstem.
- Siedziałam w ogródku restauracyjnym, przed ogródkiem stał stragan i widać było cały jego tył. Z tyłu pan odmaczał słoiki z żurawiną z biedronki i zakładał na górę lniane osłonki 🤣. Oczywiście w Zakopanem. Dodam jeszcze, że to był stragan na samych Krupówkach, ten z certyfikatem - pisze jedna z internautek.