Na comiesięczną wizytę w urzędzie pracy pani Anna przyszła ze swoją pięcioletnią córeczką Matyldą. Nie miała z kim zostawić małej, bo w rejonowym przedszkolu od września zabrakło miejsc i córka nie dostała się do placówki. Musi się nią opiekować, co utrudnia podjęcie pracy. Próbowała tłumaczyć to urzędniczce, ale ta okazała się kobietą bez serca. - Zapytałam czy w takim razie urząd może zapewnić mi opiekę nad dzieckiem, skoro nie mam co z nim zrobić w godzinach pracy. W odpowiedzi usłyszałam, że są od tego inne placówki, takie jak Dom Dziecka - opowiada pani Anna nie kryjąc wzburzenia.
Rozgoryczona matka pięciolatki zgłosiła sprawę kierowniczce urzędu, a całe zajście nagrała telefonem. - Sama wychowywałam się kiedyś w placówce opiekuńczej, więc takie słowa bolą mnie bardziej niż zwykłego człowieka - podkreśla. - Jak ta urzędniczka mogła odezwać się tak do mnie przy dziecku? - zastanawia się pani Anna. - Po wszystkim córka jeszcze przez kilka dni dopytywała czy nigdzie jej nie oddam.
Postawą urzędniczki zszokowany jest także Waldemar Jakubas, zastępca dyrektora GUP, który mimo zgłoszenia sprawy do kierownictwa urzędu, o niczym nie wiedział. - To karygodne zachowanie, będę rozmawiał z moją pracownicą. Takie słowa wypowiedziane do matki, nigdy nie powinny się paść, więc mogę tylko przeprosić. – W grę wchodzą kary kodeksowe, na pewno będę wyciągał konsekwencje – zapowiada dyrektor.
*Imiona kobiety i jej córki zostały zmienione