Droga przez mękę do szkoły. Wczesne pobudki, kilometry "na piechotę"
Opowieści naszych rodziców o tym, jak to dawno temu w niemal ekstremalnych warunkach pokonywali wiele kilometrów w drodze do szkoły, stały się już tematem internetowych memów. Okazuje się, że rzeczywistość dzisiejszych uczniów nie jest lepsza. Zimy może nie są już tak srogie jak kiedyś, ale problemy z komunikacją i dotarciem do szkoły pozostały. Szczególnie dla uczniów z mniejszych miejscowości, choć wydawać by się mogło, że różnice między miastem a wsią stale się zacierają.
Współcześni uczniowie łatwo nie mają. Za nimi pandemia COVID-19 i wiele miesięcy nauki zdalnej, torpedującej funkcjonowanie szkół. Współczesnym problemem są też plany lekcji, często przeładowane, m.in. z powodu braku nauczycieli. A przecież nie brakuje uczniów, którzy doskonalą swoje umiejętności również po szkole, w ramach innych zajęć. A co z drogą do szkoły? Tutaj też łatwo nie ma, szczególnie, jeśli jest się uczniem mieszkającym na wsi. Nie każdy rodzic jest w stanie zawieźć swoje dziecko do szkoły. Samochód ma większość z rodziców, ale często godziny rozpoczęcia pracy u dorosłych nie zgrywają się z rozpoczęciem lekcji u dzieci. Co to oznacza dla dzieci? Czasami stanie na przystanku, kiedy autobus spóźnia się z powodu mrozu, śliskich dróg lub śnieżnych zasp. - W 3 klasie miałam praktycznie codziennie na 7 - pisze na platformie X jeden z uczniów. - Nie mówię już o tym, że mieszkam na wsi i do szkoły chodzę 40 minut pieszo. Budzik 5:30 - dodaje. Podobnych wpisów jest więcej. Jak widać, uczniowie z małych miejscowości łatwo nie mają i zapewne chcieliby móc narzekać jedynie na kilka minut czekania na miejski autobus lub tramwaj.