Wypadek na stoku. Śledztwo ws. śmierci 14-latka umorzone
Nie będzie żadnych zarzutów w związku ze śmiercią 14-latka, ofiary wypadku na stoku narciarskim w Krynicy-Zdroju. Do zdarzenia doszło pod koniec stycznia br., gdy chłopak wjechał razem z dwoma kolegami w wieku 17 i 18 lat na wyłączoną z użytkowania trasę. Wszystko dlatego, że w tym czasie pracował tam ratrak, który był w dodatku przypięty do stalowej liny, żeby nie zsunął się ze stoku. O ile dwaj starsi nastolatkowie zauważyli ją i ominęli zagrożenie, o tyle 14-latek zahaczył o linę i stracił funkcje życiowe, który przywrócono mu po reanimacji. Po przewiezieniu do szpitala chłopiec zmarł jednak po kilku dniach.
Marta Grzywa z biura prasowego Polskich Kolei Linowych przekazała wtedy, że informacje o zamknięciu trasy znajdują się w miejscach wjazdu w formie homologowanych siatek i znaków ostrzegawczych, a oprócz tego jest tam również instalowana siatka odgradzająca. Prokuratura w Muszynie i tak sprawdzała w drodze śledztwa, czy trasa była odpowiednio zabezpieczona. Dalsza część tekstu poniżej.
Informacja o pracy ratraka dobrze widoczna
Śledczy powołali w tej sprawie m.in. biegłego z zakresu narciarstwa, a po kilku miesiącach od tragedii postanowili ostatecznie umorzyć postępowanie. W ich ocenie tabliczka z informacją o pracy ratraka była dobrze widoczna, a sama trasa, która tamtego dnia pozostawała zamknięta, była prawidłowo oznaczona. W związku z tym nie ma więc podstaw, by przypuszczać, że do śmiertelnego wypadku na stoku doszło z winy innych osób.
O tej sprawie napisała wcześniej "Gazeta Krakowska".