Sprawa "Skóry". Robert J. zabrał głos. Oskarża policję i prokuraturę
Sprawa "Skóry" może uchodzić za największą zagadkę kryminalną Krakowa i wydaje się, że mowy końcowe w procesie odwoławczym nie rozwiały wątpliwości, co do przebiegu makabrycznych zdarzeń. Wszystko zaczęło się w styczniu 1999 roku, gdy w Wiśle znaleziono w ludzką skórę. Analiza DNA pozwoliła zidentyfikować szczątki – ofiarą okazała się zaginiona w listopadzie 1998 roku 23-letnia Katarzyna Z. Zabójca po uśmierceniu ofiary zdjął z jej tułowia skórę oraz obciął kończyny.
Sprawcy nie udało się ustalić i dlatego w 2000 r. postępowanie zostało umorzone. Przełom nastąpił w 2017 r. za sprawą funkcjonariuszy z Archiwum X. Doprowadzili oni do zatrzymania Roberta J. i posadzenia go na ławie oskarżonych. Sąd pierwszej instancji skazał mężczyznę na karę dożywocia, przypisując mu nie tylko wyjątkowo brutalne zabójstwo, ale również zbezczeszczenie zwłok. Od wyroku pierwszej instancji zostały złożone odwołania. Sprawę w drugiej instancji rozpatruje Sąd Apelacyjny w Krakowie, który w czwartek, 31 października ma wydać wyrok. Wcześniej skład sędziowski wysłuchał mów końcowych.
Na tym etapie procesu po raz pierwszy głos zabrał oskarżony Robert J. Mężczyzna konsekwentnie nie przyznaje się do winy. Co więcej, twierdzi że padł ofiarą nagonki ze strony policji i prokuratury. Jego zdaniem organy ścigania z góry założyły, że to on zabił Katarzynę Z. i za wszelką cenę próbowały przypisać mu winę.
Czuje się jak zwierzę, na które od lat prokurator i policjant prowadzący śledztwo zastawiają wnyki, by przypisać mi zbrodnię. (...) Nasyłano na mnie różne osoby, które we współpracy z policją i prokuraturą miały mnie sprowokować bym się przyznał. Nigdy nie przyznałem się i nie przyznam, bo tego nie zrobiłem. Do końca moich dni będę mówił prawdę: nie zabiłem Katarzyny Z. Wręcz krzyczę z rozpaczy: uwierzcie mi. Prokurator odzierał mnie z godności w areszcie, zakazując zabiegów higienicznych. Zniosłem upokarzające badania intymne, choć nie wiem, do czego miały służyć. Nie chcę być kozłem ofiarnym i spędzić resztę życia w zakładzie karnym, choć wiem, że nawet w razie uniewinnienia moje życie nie będzie już takie samo - mówił przed sądem Robert J.
Również obrońca Roberta J. mec. Łukasz Chojniak zwracał uwagę na zachowanie organów ścigania. Prawnik przywołał między innymi wizyty policjantów u świadków incognito, do których dochodziło jeszcze przed złożeniem przez nich zeznań. To właśnie twierdzenia sąsiadki Roberta J. i jej 8-letniej wówczas córki miały być kluczem do skazania mężczyzny.
Oskarżam policję, prokuraturę i sąd pierwszej instancji przynajmniej o odwrócenie oczu od prawdy, jak nie o manipulację i celowe zaniechania. To, co działo się w tej sprawie budzi trwogę. (...) Policjanci przyjeżdżali na kawusię, porozmawiać o Robercie-zabójcy. Bez subtelności, wprost, że to jest zabójca. To tak się prowadzi śledztwa, że zanim świadka przesłucha się na protokół, przyjeżdża do niego na kawusię i rozmawia co w śledztwie? Tych spotkań było kilka. To horror - mówił mec. Chojniak.
Sąd Apelacyjny zdecydował, że kobiety pełniące rolę świadków incognito w procesie odwoławczym będą zeznawać jawnie. Wokół tych zeznań narosło sporo wątpliwości. Jedna z kobiet przytoczyła sytuację sprzed 25 lat, kiedy to na schodach spotkała oskarżonego, któremu towarzyszyła młoda kobieta. Zeznająca miała wtedy osiem lat, szła razem ze swoją mamą do sklepu. Mówiła, że po kilku latach zobaczyła w telewizji program i wizerunek zamordowanej Katarzyny Z. Rozpoznała ją jako tę kobietę która towarzyszyła Robertowi J. na schodach.
Kobieta bardzo szczegółowo opowiedziała, jak była ubrana rozpoznana kobieta i Robert J. Nie potrafiła jednak odpowiedzieć na pytanie sądu w co sama była ubrana. Ani świadek, ani jej mama nie zdecydowały się przekazać tych informacji policji. Zrobiły to dopiero w 2018 roku, już po aresztowaniu Roberta J. Obrona podważała wiarygodność tych zeznań. Dwóm kluczowym świadkom przesłuchanym przed sądem apelacyjnym zarzuciła dopisywanie sobie tego, co ich zdaniem miało się wydarzyć, sugerowanie się przez córkę wspomnieniami matki oraz odtwarzanie jednej utrwalonej tezy.
Nie twierdzę, że intencjonalnie rozmawiają, by pogrążyć Roberta J. Twierdzę, że rozmawiając o tym, co pamiętają, nieświadomie uzgadniają wspólną wersję. I to widać - stwierdził mec. Chojniak.
Robert J. od 7 lat siedzi w areszcie
PAP przypomina, że Robert J. od 2017 r. przebywa w areszcie. Akt oskarżenia w sprawie zabójstwa studentki sformułował w 2019 r. Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie. We wrześniu 2022 r. Sąd Okręgowy w Krakowie po rozpoznaniu sprawy na 85 rozprawach uznał, że J. zabił młodą kobietę i zbezcześcił jej zwłoki, a następnie wyrzucił jej szczątki do rzeki.