Do bulwersującego aktu dewastacji doszło na początku miesiąca. Dokładnie 5 października Muzeum Auschwitz opublikowało oświadczenie, w którym poinformowało, że napisy w językach niemieckim oraz angielskim, "w części mające charakter antysemicki", zostały naniesione czarną farbą w sprayu na ściany dziewięciu drewnianych baraków obozowych. Policjanci zebrali ślady, sprawdzono monitoring. Ostatecznie pracownicy Muzeum Auschwitz usunęli napisy z baraków. Tymczasem sprawę nadal bada prokuratura.
Zobacz także: Bielsko-Biała. Powiesił stolec na bramie cmentarza! Zaskakująca decyzja prokuratury
- Przeglądane są m.in. zapisy monitoringu; nie z miejsca zdarzenia, bo ono nie było monitorowane, ale z miejsc przyległych. Trwają czynności policji, które mają na celu ustalenie przynajmniej kręgu osób, które można wskazać, jako potencjalnych sprawców. Na razie nie mamy informacji, by przyniosło to efekt - przekazał zastępca prokuratora rejonowego prokurator Mariusz Słomka.
Polecany artykuł:
Jak dodał, śledztwo prowadzone jest pod kątem zniszczenia zabytku i jednocześnie dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury. - Chodzi o obiekt, który wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Już z tego wynika, że uszkodzenie takiego zabytku może być działaniem godzącym w dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury - powiedział Mariusz Słomka. Prokurator dodał, że podejmowane czynności śledczych odpowiedzą też na pytanie, czy napisy można uznać za mowę nienawiści. Mariusz Słomka zaznaczył, że sprawa nie jest łatwa. Jak wyjaśnił, „krąg osób, które w pobliżu miejsca zdarzenia przemieszczały się w dłuższym okresie, jest bardzo duży i międzynarodowy”.