Pochodzący ze Stanisławia Dolnego koło Wadowic pan Stanisław od dziecka był związany z Kościołem. Gdy założył własną rodzinę pielęgnował w niej wiarę. Wspólnie z żoną i dziećmi dużo się modlili oraz czynnie uczestniczyli w życiu parafii. W 1982 roku w parafii Zebrzydowice, do której należą mieszkańcy Stanisławia Dolnego, ogłoszono że jest organizowana pielgrzymka do Rzymu na kanonizację ojca Maksymiliana Marii Kolbego. Mógł na nią jechać tylko jeden przedstawiciel z każdej parafii.
– Padło na mnie. Ale nie było wiadomo, czy uda mi się pojechać. To były przecież inne czasy. Trzeba było starać się o wizę i paszport – wspomina pan Stanisław. W końcu, 6 października przyszła wiadomość, że jest zgoda. – Byłem szczęśliwy. Ojciec Święty dochodził do zdrowia po niedawnym zamachu. Wszyscy się za niego modliliśmy – dodaje.
Szewc wspomina, że do Watykanu nie chciał jechać z pustymi rękami. Proboszcz poradził mu, że najlepszym prezentem dla papieża będzie modlitwa. – Zrób Mu buty – na koniec rozmowy dodał proboszcz.
Pan Stanisław wspomina, że choć szył buty już od wielu lat, nie pomyślał, że mogłyby one być prezent dla papieża. – Nasz proboszcz pamiętał, że Karol Wojtyła, gdy był jeszcze biskupem opowiadał anegdotę, jak za swoich młodzieńczych lat marzył o butach na gumce po bokach, ale nie było go na nie stać. A gdy już mógł sobie takie kupić to moda na nie przeminęła i produkowali inne – dodaje szewc. Ta opowieść natchnęła pana Stanisława.
Postanowił, że zrobi papieżowi buty takie o jakich marzył, gdy był młodym chłopcem. Ale nie było to takie proste. Po pierwsze trzeba było znać rozmiar buta, a po drugie zdobyć materiały, co było sporym wyzwaniem w PRL-u. Z pierwszym problemem poradzono sobie dość łatwo. W krakowskiej kurii leżały jeszcze buty Karola Wojtyły, z czasów gdy ten był biskupem krakowskim. Pojechał po nie wikary. – Wymierzyłem je, miały rozmiar 44; szerokie w palcach i wysokie na podbiciu. Zdziwiło mnie, że były tak zużyte. Papież był tak skromny, że w podartych butach chodził – mówi pan Stanisław.
Większym wyzwaniem okazało się zdobycie odpowiedniej skóry. – Ostatecznie wygarbował ją garbarz z Zembrzyc. Nie chciał mi uwierzyć, że będą z niej buty dla papieża – dodaje pan Stanisław. Gdy zabrał się do pracy, zamiast "kląć jak szewc", modlił się. Buty wręczył papieżowi osobiście podczas audiencji w Rzymie po mszy kanonizacyjnej Maksymiliana Kolbego. Ojciec Święty bardzo te buty lubił i w nich chodził. Kolejne dwie pary to były mokasyny jasnobrązowe i białe dziurkowane. Pan Stanisław szył także kozaki na białym kożuchu. Potem były kolejne pary.
– Papież był mi bardzo bliski, każde spotkanie było szczególną chwilą w moim życiu. A datę 2 kwietnia 2005 roku będę pamiętał do końca moich dni. Czułem się jakby mi umarł ktoś z najbliższej rodziny. Choć wydawało mi się to niemożliwe, że On nigdy nie umrze – mówi pan Stanisław.
Teraz zakład, w którym powstawały buty dla Jana Pawła II prowadzi jego syn Maciej Żmija. Pan Stanisław przeszedł dwa udary i zmaga się z ich konsekwencjami. Drugi z synów pana Stanisława – Jarosław, został księdzem. Od pięciu lat jest proboszczem Bazyliki Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w Wadowicach, tej samej w której Karol Wojtyła został ochrzczony i od najmłodszych lat swojego życia modlił się.
