- Nowelizacja ustawy covidowej to kpina z pielęgniarstwa - grzmi Grażyna Gaj, szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Małopolsce. Dodaje, że jeśli dojedzie do protestów to od łóżek pacjentów w samej tylko Małopolsce może odejść blisko 6 tysięcy osób, które posiadają wykształcenie medyczne.
O co walczą pielęgniarki i położne?
Pielęgniarki oraz położne domagają się publikacji ustawy z 28 października gwarantującej wszystkim pracownikom medycznym 100 proc. dodatku za pracę z pacjentami zarażonymi koronawirusem.
- Nie zgadzamy się na różnicowanie zarobków medyków. Pacjenci zakażeni koronawirusem są praktycznie na wszystkich oddziałach, nie tylko na tych których nazwę zmieniono na covidowe - mówiła w rozmowie z Gazetą Krakowską Grażyna Gaj. Wyjaśniała, że Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych wielokrotnie apelował do premiera o wdrożenie ustawy w swoim pierwotnym brzmieniu, który zakładał dodatek dla wszystkich medyków, którzy biorą udział w walce z epidemią. Tymczasem posłowie PiS chcą wprowadzić swoją, odbierającą dodatki. Nie ma na to zgody pielęgniarek i położnych.
- Nasze rozmowy z rządem trwają od marca. W momencie kiedy udało się wypracować wstępne wspólne stanowisko zmienił się Minister Zdrowia, który zlikwidował departament pielęgniarstwa i wszystkie sprawy, o które się walczyłyśmy zablokowano. Nikt nie chce nas słuchać i brać naszych postulatów pod uwagę. Związek więc zareagował i powiedział dość! W tej chwili nie ma mamy innego wyjścia jak walczyć o swoje bezpieczeństwo. Strajk to ostateczny sygnał, żebyśmy się obudzili - tłumaczy Gaj.
Także samorząd zawodowy pielęgniarek wnioskował o dodanie do wspomnianej wcześniej ustawy zapisu, który gwarantowałby wyższe wynagrodzenie wszystkim pielęgniarkom, pielęgniarzom i położnym, mającym kontakt z pacjentem zakażonym lub podejrzewanym o zakażenie koronawirusem. Zmiana zapisu zapewniłaby równe traktowanie wszystkich medyków.