Mateusz W. (25 l.) w nocy z soboty na niedzielę (11/12 września) był ze znajomymi w Zakopanem na wieczorze kawalerskim. Około godz. 2.00 w nocy byli na Krupówkach, kiedy nagle zostali zaatakowani przez nieznanych sprawców. Młody mężczyzna został dotkliwie pobity, trafił do szpitala z urazem głowy. Niestety, po dwóch dniach przyszły tragiczne wieści - 25-latek zmarł. Mężczyzna pozostawił po sobie 3-letnią córkę Amelkę i ciężarną żonę Annę (25 l.). Pracował jako kierowca ciężarówek. Wkrótce miał jednak pójść do wojska. Mateusz, Anna i Amelka mieszkali razem w Lipnicy Górnej, w domu rodzinnym 25-latka. To właśnie tam w sobotę (18 września) odbyły się uroczystości pogrzebowe. W rozmowie z Tygodnikiem Podhalańskim młoda wdowa przyznała, że było to dla niej ciężkie doświadczenie. - Ciężko powiedzieć, jak się czuję. Na sam koniec rozbolał mnie brzuch, ale na szczęście przeszło. Mam nadzieję, że nic maleństwu nic się nie stało przez te nerwy - powiedziała Anna. Kobieta jest w trudnej sytuacji. Została sama z całym domem i kredytem na samochód. W sieci powstała zbiórka na rzecz rodziny, ale Anna przyznaje, że żadne pieniądze nie zastąpią jej męża. Co mówi o samym zdarzeniu. - Znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie - mówi wdowa po Mateuszu.
Żałobnicy wspominali Mateusza ze łzami w oczach. - My na niego mówiliśmy chłopaczek, bo był młodszy. Bardzo fajny chłopak - powiedział jeden z rozmówców Tygodnika Podhalańskiego. - Szkoda, młody chłopak. Malutka córka, zona w ciąży. Tragedia - podkreślał kolejny. - Bardzo miły, serdeczny chłopak. Gdy czegoś potrzebowaliśmy, nigdy nam nie odmówił - dodała jedna z kobiet. Niektórzy z obecnych na pogrzebie domagali się jak najsurowszej kary dla sprawców. Policja nadal prowadzi poszukiwania sprawców tej tragedii. Na razie nie wiadomo jednak, kto przyczynił się do śmierci 25-letniego mężczyzny.