Wciąż trwają poszukiwania Mirosława Marka, który jest podejrzany o popełnienie zabójstwa w Spytkowicach. Mężczyzna miał uciec z miejsca białym nissanem mikrą siostry. W środę, 3 kwietnia 2024 w jednym z domów jednorodzinnych znaleziono zwłoki dwóch kobiet - matki i córki - w wieku 73 i 48 lat. Straszna zbrodnia poruszyła całą Polskę.
W domu pod Wadowicami mieszkała Ela M. (48 l.) wraz z matką Stanisławą M. (73 l.). Ojciec, Tadeusz zmarł w październiku ubiegłego roku w wieku 88 lat. Ela była panną, skończyła bibliotekoznawstwo i pracowała w jednej z lokalnych szkół jako bibliotekarka. Była bardzo zaangażowana w lokalną historię. To właśnie dyrekcja szkoły zawiadomiła policję po tym, gdy Ela nie stawiła się w pracy. Policjanci poprosili strażaków o pomoc w wejściu do domu. Ich oczom ukazał się wtedy straszny widok. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że kobiety zostały zamordowane siekierą, otrzymując uderzenia w potylicę. Ciała matki i córki miały leżeć w kuchni. Dom ociekał krwią.
- Śledztwo w sprawie zabójstwa dwóch osób prowadzi Prokuratura Rejonowa w Wadowicach. (…) Zwłoki pokrzywdzonych zostały ujawnione wczoraj w jednym z budynków w Spytkowicach. Były prowadzone na miejscu oględziny z udziałem prokuratora. Zakończyły się w czwartek nad ranem. W ich wyniku prokurator zabezpieczył prawdopodobne narzędzie zbrodni, którym była siekiera – powiedział w czwartek PAP prokurator Janusz Kowalski.
Gdzie jest Mirosław Marek? Trwają poszukiwania po zabójstwie w Spytkowicach
Śledczy poszukują Mirosława Marka. Mężczyzna skończył polonistykę. Był żonaty, posiada dwójkę dzieci. Gdy jego małżeństwo się rozpadło, mężczyzna załamał się. Wrócił do domu rodzinnego, ale nie zamieszkał z matką, ojcem i siostrą. Swoje miejsce znalazł w domu po dziadkach, który jest położony na tej samej parceli. Z naszych ustaleń wynika również, że mężczyzna miał zostać wciągnięty w lewe interesy związane z samochodami przez szwagra. Jak mówią mieszkańcy, gdy samochody zostały zlicytowane, mężczyzna przeszedł załamanie. Miał często kłócić się z ojcem, gdy ten jeszcze żył, walić siekierą w drzwi. Zimą miał wychodzić w samych majtkach na mróz!
- Chodziłem z jego mamą do szkoły, wspaniała kobieta, Stasia. Zawsze uśmiechnięta, była już na emeryturze. Jeszcze jak żył jego tata, kiedyś mi się zwierzył, że Mirek się domaga pieniędzy, nawet mu wykręcał ręce, żeby je dostać. To przykre, ze na starość go tak źle traktował - mówił sąsiad w rozmowie z dziennikarką "Super Expressu".
Okazuje się, że w domu bardzo często bywała policja, gdy jeszcze żył ojciec. Kiedy Mirosław po jego śmierci przeprowadził się do mamy i siostry, przyjazdy policji ustały. Nie jednak dlatego, że mężczyzna miał się uspokoić.
- Gdy ojciec żył, jakoś częściej na to reagował. Od czasu kiedy on zmarł, od października one (Ela i Stanisława - przyp. red.) już policji nie ściągały - mówi nam pani Teresa.
Kobieta wskazuje, że z Mirosławem nie zawsze były problemy.
- Psychika mu siadła od problemów. Był bardzo dobrym człowiekiem, ministrantem w kościele. Nie zanosiło się... tylko kiedy się ożenił, taki się zrobił - mówi.
Sąsiedzi zwracają uwagę, że Mirek jest bardzo postawnym mężczyzną, waży ponad 100 kilo, ma prawie 2 metry wzrostu, często bywało tak, że nie pracował, a za to można go było spotkać, jak jeździł po wsi na rowerze.
- Jak padał w ciąg, to pił. Widzieliśmy go czasem nietrzeźwego - mówią nam zgodnie sąsiedzi.
Mieszkańcy Spytkowic się boją, po okolicy ciągle jeździ policja. Okazuje się, że dzień przed tragedią Mirosław Marek miał odgrażać się sprzedawczyniom w sklepie i straszyć, że spali im sklep! Poszło o to,że chciał zwrócić butelki, a sprzedawczynie nie chciały ich przyjąć.