Historią podzieliła się jedna z mieszkanek Krakowa. Na lokalnej grupie na Facebooku udostępniła zdjęcia, które przedstawiają ekspedientkę oraz plastikowy pojemnik, opatrzony kartką z napisem "Karp żywy 15,99 zl/kg".
- Dumny napis "żywe karpie", a w małej beczce z odrobiną wody martwe i ledwo żywe, duszące się ryby. Przywołana głośną reakcją oburzonych klientów kierowniczka wyciągała ryby z beczki i brutalnie rzucała je do suchego pojemnika [...] - czytamy we wpisie.
Udało nam się skontaktować z autorką zdjęć. Jak wytłumaczyła, do zajścia doszło podczas poniedziałkowych zakupów z wnukiem. Stojąc w kolejce, chłopiec zauważył wiaderka z, jak głosił napis "żywymi" karpiami. Według jej słów, oboje dostrzegli, że w istocie, niektóre ryby są wciąż..."ledwo żywe".
No właśnie, ledwo...
A zadanie skutecznie utrudniała minimalna ilość wody w wiadrach. Klienci w kolejce natychmiast zareagowali, zgłaszając swoje obiekcje.
Tłumaczenie pracownicy nie pozostawiało złudzeń...
Ja jestem z mięsnego
To reakcja jednej z ekspedientek. Kiedy pracownica zignorowała uwagi klientów, zjawiła się kierownik sklepu. Przyniosła inny plastikowy pojemnik i zaczęła przerzucać ryby.
Oburzające zachowanie kierownik sklepu nie przeszło bez echa. Klienci ponownie interweniowali. A szefowa?
To są nieżywe ryby
Miała paść odpowiedź na pretensje.
Bez słowa nie pozostał młody chłopiec, wnuk klientki, która opublikowała ocenzurowane zdjęcia kobiety. Jego komentarz co prawda nie był długi, ale prawdopodobnie wystarczający. Składał się tylko z dwóch słów.
Jak można...