Dyrektor szpitala zwolnił położną za wpis o maseczkach. Kobieta wygrała w sądzie
Problemy Renaty Piżanowskiej, położnej pracującej w nowotarskim szpitalu zaczęły się w marcu 2020 roku, gdy w Polsce wybuchła pierwsza fala pandemii. Kobieta w internetowym wpisie skrytykowała wówczas placówkę za brak odpowiednich środków zabezpieczających przez koronawirusem. - Tak wyglądają moje ręce po 12 godzinach pracy: zeżarta skóra od płynu dezynfekcyjnego, tak wygląda moja maseczka z serwetki, kiedy nie miałam czym się zasłonić, żeby nachylić się nad pacjentką - napisała Renata Piżanowska. Niedługo później dyrektor Marek Wierzba zwolnił ją dyscyplinarnie. - Post tej pani był sianiem paniki wśród ludzi, co w obecnej sytuacji może mieć opłakane skutki. Od wykwalifikowanego personelu medycznego, pracowników szpitala mamy prawo wymagać więcej, niż od zwykłych ludzi. Odpowiedzialności i prawdziwego przekazywania informacji - twierdził szef lecznicy w Nowym Targu.
Kobieta odwołała się do sądu pracy i wygrała. Jak opisuje "Gazeta Wyborcza" już w październiku 2021 roku sąd stwierdził, że położna została zwolniona niezgodnie z prawem i nakazał wypłatę odszkodowania. Renata Piżanowska odwołała się od tego wyroku twierdząc, że przyznana kwota jest zbyt niska, ponieważ szpital źle wyliczył wysokość jej pensji. W drugiej instancji odniosła kolejny sukces i otrzymała wyższą rekompensatę za zwolnienie z pracy.
- Choć cieszę się, że sąd przyznał mi rację, to boli mnie, że odszkodowanie otrzymam z pieniędzy podatników. Błędu nie popełnili przecież Polacy, tylko dyrektor szpitala. Do dziś nie usłyszałam od niego "przepraszam" i to nie z jego kieszeni otrzymam pieniądze - powiedziała Renata Piżanowska w rozmowie z "GW".