To była jedna z najtrudniejszych spraw polskiej kryminalistyki! Był styczeń 2017 roku. 10-letni Kamil został uprowadzony z przystanku autobusowego w centrum miasta. To tam, każdego ranka podwoził go ojciec. Stamtąd chłopiec miał już blisko do szkoły. Jednak tego dnia Kamil do placówki nie dotarł. Został wciągnięty przed porywaczy do samochodu, a potem przetrzymywany przez kilka dni w metalowej skrzyni na terenie ogródków działkowych. Przeżył. Bandyci wypuścili go dopiero, gdy rodzice wpłacili żądane 100 tysięcy euro okupu.
Porywacze byli nie do namierzenia
Mężczyźni za każdym razem wyprzedzali działania śledczych. Podrzucali fałszywe DNA, ślady zapachowe osób, które nie miały nic wspólnego z porwaniem. Wszystko po to, by zmylić kryminalnych. Jednak w końcu popełnili błąd. Wpadli, gdy przygotowywali kolejne porwanie dziecka. Podczas analizy dowodów, śledczy szybko powiązali porwanie Kamila z głośną sprawą porwania 76-letniego biznesmena z ul. Garncarskiej w Krakowie. Starszy pan, który należał do grona najbogatszych Polaków, zniknął w czerwcu 2013 roku. Początkowo porywacze żądali 350 tysięcy euro, lecz po jakimś czasie urwali kontakt, a rodzina nigdy więcej nie zobaczyła Zbigniewa P.
To właśnie w 2017 roku wyszło na jaw, że Zbigniew P. zmarł podczas porwania. Na ślady jego szczątków, śledczy trafili właśnie podczas oględzin metalowej skrzyni. W poniedziałek (21 września) krakowski sąd skazał obu mężczyzn na kary więzienia. Dariusz S. usłyszał wyrok 2 lat pozbawienia wolności. Z kolei Bogusław K. usłyszał wyrok 15 lat więzienia. To właśnie on miał połamać żebra podczas porwania Zbigniewowi P., wskutek czego starszy pan potem udusił się w metalowej skrzyni, w której uwięzili go porywacze. Jest on także zamieszany w głośną sprawę zabójstwa Jaroszewiczów pod Warszawą. Nie było go na ogłoszeniu wyroku.