Pies leżał na pasie rozdzielającym autostradę, na wysokości Frywałdu. - Ruszał głową, ale nie wstawał mimo dość sporego ruchu na autostradzie, huku - mówi pani Iwona. Na miejsce wezwano KTOZ. - Dowiedziałam się od nich, że jadą na miejsce tylko po to, żeby się dowiedzieć co z tym psem będzie dalej, bo oni nie mogą interweniować na autostradach, ponieważ to jest teren prywatnej spółki - relacjonuje pani Iwona.
"Nikt nic nie zrobił, a pies zamarzał"
Polecany artykuł:
- Inspektorzy mieli przyjechać, miałam na nich poczekać. W tym czasie podjechał samochód służb drogowych. Popatrzyli na tego psa, ale nie zareagowali. Do nich podjechała policja. Też popatrzyła, ale nie zareagowała. Później ta sama policja podjechała do mnie, legitymując mnie, bo stałam na autostradzie. Nikt nie zareagował. Okazało się, że prawnie nikt nic nie może zrobić, ponieważ tylko zarząd autostrad, czyli spółka Stalexport, może zainterweniować - opowiada pani Iwona.
Po jakimś czasie przyjechał przedstawiciel firmy, która z ramienia zarządcy autostrady powinna zajmować się zwierzętami w takich sytuacjach. - Miał zlecenie na zabranie martwego psa. Pies był żywy, w związku z czym znowu nikt nic nie zrobił, a pies zamarzał. Cała sytuacja rozwiązała się tak, że przyjechał drugi patrol policji, wezwany nie wiadomo przez kogo. Kazał odjechać pracownikom KTOZ-u, ja musiałam odjechać już wcześniej. Prawdopodobnie bez świadków pies został zabrany do samochodu nieprzystosowanego do przewozu żywych zwierząt - relacjonuje pani Iwona.
Dwie godziny dramatu
Jak mówi Joanna Repel z KTOZ-u, wszystkie działania trwały prawie dwie godziny. - Próbowaliśmy w tym czasie nakłonić policję by zdecydowali się jednak zatrzymać ruch na autostradzie - opowiada.
Polecany artykuł:
Zdaniem Rafała Czechowskiego, rzecznika firmy Stalexport, interwencja przebiegła bez zarzutów. - Parol autostradowy zachował się tak, jak zwyczajowo zachowujemy się w tego typu przypadkach, czyli wezwał wyspecjalizowaną jednostkę, która zajmuje się udzielaniem pomocy rannym zwierzętom na autostradzie - mówi. - Nie chodzi tu wyłącznie o to, aby umiejętnie podejść do zwierzęcia i je zaopatrzyć, ale żeby zrobić to nie generując dodatkowego zagrożenia dla uczestników autostrady - dodaje.
Zarządca autostrady na Facebooku zamieścił oświadczenie, w którym poinformował między innymi o tym, że ranny pies trafił do najbliższej placówki weterynaryjnej w Zabierzowie, przewieziony tam pojazdem przygotowanym do transportu żywych zwierząt. - Jak wykazały przeprowadzone na miejscu badania, nie miał niestety szans na przeżycie wypadku, wskutek rozległych obrażeń wewnętrznych. Decyzją lekarza został uśpiony, o czym informujemy ze smutkiem - czytamy.
Sprawa jest szeroko komentowana w sieci. Całą sytuację pani Iwona opisała na swoim profilu na Facebooku. Interwencję opisało także KTOZ na swoim fanpage'u.
Sprawie przyglądała się Ewa Sas, reporterka Radia ESKA: