Protest zaczął się w siedzibie Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego przy ulicy Łazarza, przeszedł przez Rynek Główny i dotarł do Placu Matejki. Tam ratownicy rozdawali przechodniom ulotki o proteście i szkolili ich z zakresu pierwszej pomocy - żeby wiedzieli co ich ewentualnie czeka jeżeli ratowników zabraknie, karetka nie będzie mogła przyjechać. Będą musieli ratować się sami - mówi prezes Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Piotr Dymon.
Zapytaliśmy czy to możliwe że ratowników może kiedyś zabraknąć - myślę że istnieje realne zagrożenie. Coraz mniej ludzi chce przychodzić do pracy, są coraz większe problemy z zastępcami dyżurowymi. Ludzie generalnie są mocno zniecierpliwieni - odpowiedział Dymon.
Niestety, mimo długotrwałego już protestu w całej Polsce, Ministerstwo nadal nie chce rozmawiać z Komitetem Protestacyjnym. Ratownicy nie wykluczają, że jeśli dalej tak będzie, to następna pikieta ruszy na Warszawę.
Posłuchaj naszego materiału:
-