Od początku spotkania Wisła Kraków była nieco schowana, czekała na błąd przeciwnika i liczyła na kontratak. Pierwsza bramka dla Białej Gwiazdy padła już w 3. minucie meczu. Efektownym strzałem w samo okienko bramki popisał się Petar Brlek. Gol - marzenie. Bramkarz, Grzegorz Sandomierski zdołał dotknąć piłki czubkami palców, ale była ona zbyt mocno uderzona. Był gol godny wielkich derbów Krakowa. Kibice gospodarzy oszaleli ze szczęścia.
Jednak ta bramka nie dodała pewności w grze gospodarzy. To goście częściej byli w posiadaniu piłki. Grali kombinacyjnie, ale nie zdołali jednak doprowadzić do remisu, chociaż po jednej dobrej okazji mieli Marcin Budziński i Mateusz Szczepaniak. Do przerwy było 1:0 dla Wisły. W 72. minucie Boban Jović źle przyjął piłkę i dopadł o niej Krzysztof Piątek, który posłał ją do bramki i na tablicy wyników był remis. W doliczonym czasie gry wygraną Białej Gwieździe mógł zapewnić Brlek, jednak z 11 metrów uderzył obok słupka. Warto zaznaczyć, że po raz pierwszy w tym sezonie w podstawowym składzie Pasów wyszedł krakowianin, Sebastian Steblecki, na ławę grzał Damian Dąbrowski.
Jak wiadomo, podczas "Świętej wojny" nie ma mowy słodkich przyśpiewkach. Kibice Wisły i Cracovii dbali momentami o kulturalny doping. Częściej jednak z obu stron leciały bluzgi a na murawie wylądowały petardy. Niestety na trybunie Pasów zapalono także szaliki Wisły przez co zapaliły się plastikowe krzesełka. W wyniku pożaru nadpaliła się też pleksi na trybunie. Ultrasi Wisły byli wspierani przez sympatyków Ruchu Chorzów. Na trybunach zasiadło prawie 29 tysięcy ludzi.