Do pożaru doszło w poniedziałkowe popołudnie. Najprawdopodobniej doszło do niego w wyniku samozapłonu zużytej baterii. Z przedszkola trzeba było ewakuować około 60 osób, w tym 47 dzieci. Trzy osoby wymagały udzielenia pomocy medycznej w wyniku lekkich oparzeń i podtrucia dymem.
W pomoc błyskawicznie zaangażowali się sąsiedzi, którzy udostępnili podopiecznym przedszkola swoje mieszkania na czas przybycia rodziców. Dwie mieszkanki osiedla jeszcze tego samego dnia zorganizowały zbiórki na rzecz odbudowy placówki i pomocy sąsiadom, których mieszkania również ucierpiały w pożarze.
Aktywność sąsiadów przerosła najśmielsze oczekiwania organizatorek. W trzy dni na konto jednej ze zbiórek trafiło ok. 20 tys. złotych.
- Znam sąsiadów, byłam pewna, że ta kwota będzie wyższa. Ludzie tutaj mają wielkie serca i mam nadzieje, że będziemy w stanie pomóc. Bo tak naprawdę nie ma przedszkola, a ucierpieli również sąsiedzi - mówi Joanna Stankiewicz, jedna z organizatorek.
- To naturalna potrzeba, by pomóc tym ludziom. Oni nie mają dokąd wrócić. Sąsiedzi udostępnili bezpłatnie swoje mieszkania, pożyczają sprzęty, staramy się pomagać na każdym froncie - dodaje Katarzyna Sekunda-Piszczek, odpowiedzialna za zbiórkę na rzecz sąsiadów.
Iwona Gorzkowska, współwłaścicielka przedszkola podkreśla, że przedszkole wymaga kapitalnego remontu. Wymiany wymagają nie tylko wyposażenie sal, ale i ściany czy podłogi.
- To wsparcie jest niesamowite. Ludzie dzwonią do nas, piszą. Ta akcja przywraca wiarę w ludzi, osiedle stanęło na wysokości zadania. Nie spodziewaliśmy się takiego odbioru - stwierdza.
Jest szansa, że jeszcze przed świętami dzieci ze spalonego przedszkola znajdą tymczasowe lokum. Dzięki pomocy Wydziału Edukacji, właścicielki przedszkola rozpoczęły rozmowy z dyrektorami dwóch publicznych placówek, gotowych przyjąć przedszkolaków.
- Wiem, że panie właścicielki rozmawiają z dyrektorami - informuje Ewa Całus, dyrektorka Wydziału Edukacji.