Seria eksplozji w Krakowie. Ludzie bali się o swoje życie. Za atakami stał rurabomber
Strach, panika, poczucie ciągłego zagrożenia - takie emocje towarzyszyły mieszkańcom Krakowa na początku wakacji 2011 roku. Wszystko zaczęło się 29 czerwca. Miastem wstrząsnęły dwie eksplozje. Jedna z nich miała miejsce przy ul. Jeleniogórskiej, a druga przy ul. Siarczanej. W wybuchach ranne zostały trzy osoby: nauczycielka z synem oraz młody mężczyzna. Eksplodowały ładunki domowej roboty, stąd od razu stało się jasne, że wybuchy nie są dziełem przypadku, lecz celowym działaniem szaleńca. Media okrzyknęły go rurabomberem ze względu na prowizoryczne metody, które wykorzystywał przy konstruowaniu bomb.
Trzecia eksplozja wydarzyła się przy ul. Skarżyńskiego. 14 lipca 2011 r. wybuchła skrzynka pozostawiona przez sprawcę na klatce schodowej. Ranny został 35-letni mężczyzna, który trafił do szpitala oraz kobieta. Ona miała więcej szczęścia, nie wymagała hospitalizacji. Trzy dni później wybuchła czwarta bomba, tym razem przy ul. Krymskiej w Krakowie. Poszkodowany 65-letni mężczyzna trafił do szpitala z ranami nóg. Wówczas w Krakowie panowała już prawdziwa histeria związana z eksplozjami. Za informacje pomocne w ujęciu rurabombera policja wyznaczyła nagrodę w wysokości 30 tysięcy złotych. Mundurowi stworzyli i upublicznili portrety pamięciowe podejrzanego. Wszyscy zastanawiali się, kto stoi za przestępstwami terroryzującymi miasto i jaki motyw nim kieruje.
Odpowiedź przyszła niedługo później. Kilka dni po czwartej eksplozji policja zatrzymała 38-letniego wówczas Rafała K. W wynajmowanym przez niego garażu w Swoszowicach mundurowi znaleźli substancje służące do wytwarzania materiałów wybuchowych. Mężczyzna ujawnił, że przypadkowo wybierał budynki, pod które podkładał bomby, a poszkodowanych nic ze sobą nie łączyło, poza jednym. 38-latek zazdrościł swoim ofiarom lepszego życia niż sam miał i w ten sposób mścił się na nich za własne niepowodzenia. Odeszła od niego ukochana, mieszkał sam i będąc z zawodu stolarzem nie wyróżniał się ani pozycją społeczną, ani finansową. To wszystko sprawiło, że popadł w obłęd, który pchnął go do tak okrutnych czynów. Gnębienie innych ludzi sprawiało mu przyjemność i zapewniało poczucie odwetu oraz swoiście rozumianej sprawiedliwości.
Co ciekawe, osobowość rurabombera świetnie rozgryzł psycholog społeczny z UJ prof. Zbigniew Nęcki. - Według mnie zamachowiec ma głęboki kompleks emocjonalny oraz poczucie niższości wobec osób zamożnych (a takie padają przecież ofiarami jego bomb) i poczucie krzywdy - mówił naukowiec jeszcze przed zatrzymaniem Rafała K. W przeszłości rurabomber był już karany i siedział w więzieniu za udział we włamaniach, kradzieżach, oszustwach oraz paserstwie. Poniżej dalsza część artykułu.
Rafał K. nie trafił do więzienia
Rurabomber z Krakowa nigdy nie odpowiedział karnie za swoje czyny, pomimo że prokuratura przedstawiła mu ponad 30 zarzutów. Śledczy zwrócili się jednak do biegłych z zakresu psychiatrii o opinię na temat poczytalności Rafała K. Ci uznali, że mężczyzna miał "całkowicie zniesioną zdolność rozpoznania znaczenia swoich czynów i pokierowania swoim postępowaniem".
Wobec takiego werdyktu sąd postanowił o umorzeniu postępowania. To nie oznaczało jednak, że rurabomber odzyskał wolność. Rafał K. został przymusowo osadzony w zakładzie psychiatrycznym. Decyzja sądu została zaakceptowana przez wszystkie strony postępowania. Nie wniesiono na nią zażalenia.