Rzecznik małopolskiej policji Sebastian Gleń podał w czwartek, że do zdarzeń doszło podczas listopadowych przelotów. Piloci z jednostki wojskowej w Balicach "poinformowali swoich przełożonych o kilkukrotnym kierowaniu w stronę śmigłowca zielonej wiązki lasera". Z ich relacji wynikało, że za każdym razem była ona kierowana z tego samego rejonu, w którym mieszczą się prywatne posesje. Ponadto, jak wskazał Gleń, piloci przekazali, że "w celu uniknięcia kontaktu oczu z laserem zmuszeni byli odwracać wzrok, a nawet zmieniać kierunek lotu śmigłowca".
Zobacz: Kraków: Pisali prace dyplomowe. Zarobili SIEDEM MILIONÓW złotych! Zostali zatrzymani
Badaniem sprawy zajęła się małopolska policja. W wyniku dochodzenia, przeprowadzonego we współpracy z jednostką wojskową, wytypowano adresy, pod którymi przebywać mógł sprawca. Rzecznik przekazał, że pod jednym z nich znaleziony został "zawinięty w bandaż ortopedyczny i schowany w szafce z ubrankami dla dzieci laser emitujący zielone światło". 38-letni mężczyzna, u którego odnaleziono przedmiot, początkowo nie przyznawał się do czynu.
Po zabezpieczeniu laser został przekazany do badań w Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. "Okazało się, że moc tego urządzenia emituje na tyle niebezpieczne światło, że może spowodować trwałe uszkodzenie wzroku w przypadku trafienia nim w oko, a jego zasięg sięga nawet do dziesięciu kilometrów" - wyjaśnił Gleń.
Zobacz: Kraków solidarny z POBITYMI przedstawicielami społeczności LGBT+! "Sprzeciw wobec aktów terroryzmu”
Mężczyzna, który - według potwierdzonych ustaleń śledczych - dopuścił się tych zachowań, usłyszał trzy zarzuty stworzenia zagrożenia dla bezpieczeństwa śmigłowca wojskowego i zdrowia pilotów. Ostatecznie 38-latek przyznał się do zarzucanych mu czynów. W poniedziałek do sądu skierowany został akt oskarżenia; w przypadku uznania winy grozi mu wysoka kara grzywny, a nawet rok pozbawienia wolności.