Krótkie życie Maksa jest od urodzenia naznaczone wielkim cierpieniem. Chłopiec nie chodzi samodzielnie, nie mówi, wymaga 24–godzinnej opieki i żmudnej, często bolesnej rehabilitacji. Mimo bólu, jaki odczuwa w każdej sekundzie, jest pogodnym dzieckiem, ma swoje zainteresowania, kocha ptaki. – Nie tak miało nasze życie wyglądać, często płacze z bezsilności jak nikt nie widzi. Wiem, że muszę być silna, walczyć o niego, bo wiem że mnie kiedyś zabraknie, a on będzie żył i dlatego zrobię wszystko, aby był jak najbardziej sprawny – mówi Aneta Szendera, mama Maksa. Mimo tego kobieta walczy jak lwica o swojego jedynaka. – Przeżyliśmy tyle bólu i rozczarowania przez ostanie lata, że wręcz byliśmy pewni że więcej nie można. Jak można tak bardzo cierpieć z bólu, nie mocy, i patrzeć na cierpienie dziecka, które z całych sił każdego dnia stara się żyć na nowo – dodaje. Okazuje się, że rodzice Maksa muszą zmierzyć się z kolejnym problemem. Tym razem ich synka zaatakowała skolioza boczna, która nieleczona, będzie uciskać na narządy wewnętrzne aż doprowadzi do uduszenia. Ratunkiem dla Maksa jest operacja. Tutaj można wspomóc zbiórkę: https://www.siepomaga.pl/maksiu-szendera
Skolioza dusi naszego jedynego syna. Maksa może uratować jedynie operacja
Ból to jego codzienność. Maksymilian Szendera urodził w Anglii, jako wcześniak. Choć był maleńki (ważył zaledwie 1,5 kg) lekarze uspokajali jego rodziców, że nadrobi zaległości. Tak się jednak nie stało. W czwartym miesiącu swojego życia przestał się rozwijać. Rodzice chłopca wrócili do Polski i rozpoczęli batalie o życie swojego jedynaka. Okazało się, że ich syn cierpi na dziecięce porażenie mózgowe, małogłowie i padaczkę. Od początku miał też problemy ze stawami biodrowymi. Przez 12 lat swojego życia Maksymilian był wielokrotnie operowany. Obecnie chłopiec zmaga się z ciężką skoliozą, która, nieleczona może doprowadzić nawet do śmierci. Ratunkiem jest operacja w Paley European Institute, która kosztuje pół miliona złotych.