Urna

i

Autor: Archiwum serwisu,

SZOK! Zamówiła kremację dla żywego brata! "Jak nie żyje, jak siedzi koło mnie?"

2020-12-15 18:04

Takie rzeczy tylko w Polsce? Kolejny raz ludzki błąd sprawił, że żywa osoba została "pogrzebana" za życia. Historia pana Zbigniewa jest wstrząsająca. Jego siostra dowiedziała się, że mężczyzna zmarł w krakowskim szpitalu. Nie mogła przyjechać z Jeleniej Góry na identyfikację z powodu zakażenia koronawirusem u denata. Chciała sprowadzić ciało brata do domu i pożegnać go w rodzinnym mieście. Zamówiła kremację. Dzień przed nią dowiedziała się, że pan Zbigniew jednak żyje.

O szokującym zdarzeniu informuje "Interwencja" Polsatu. Pani Dorota dowiedziała się we wtorek 24 listopada, że jej brat Zbigniew zmarł w szpitalu w Krakowie. Ta informacja jej nie zaskoczyła, bowiem od jakiegoś czasu mężczyzna żył na ulicy. - Nie poproszono nas o identyfikację, ponieważ pacjent miał Covid-19. Stwierdziłyśmy z mamą, że będziemy sprowadzać zwłoki brata do Jeleniej Góry. Była zlecona kremacja - mówi w rozmowie z Interwencją pani Dorota. Rodzina była przekonana, że pan Zbigniew został rozpoznany przez policjantów.

Ile zarabiają Polacy?

Na sobotę 28 listopada zaplanowano kremację. Dzień przed panią Dorotę naszły jednak wątpliwości. Postanowiła skontaktować się z przyjacielem swojego brata, a właściwie jego córką. Napisała do niej na Facebooku. Informacja o "śmierci" pana Zbigniewa zaskoczyła jego przyjaciela. - Zadzwoniła do mnie córka. No i do mnie mówi: tato, wiesz, że Zbyszek nie żyje? Ja mówię: jak nie żyje, jak siedzi koło mnie? Co ty gadasz? No i dałem mu telefon - relacjonuje Andrzej Kłosowski, przyjaciel bezdomnego w rozmowie z "Interwencją".

Wybierz najpiękniej rozświetlone miasto w Polsce! Do wygrania sprzęt o wartości 200 tys. złotych. Kliknij tutaj!

- To była wiadomość o treści: dobry wieczór, chyba musiała zaistnieć jakaś pomyłka, ponieważ Zbyszek żyje. Więc proszę sobie wyobrazić moją reakcję, prawie zemdlałam - wspomina kobieta.

Kremację udało się wstrzymać, ale pan Zbigniew wedle prawa jest osobą zmarłą. Wystawiono już akt zgonu. Pogotowie nie chciało mu przyjechać z pomocą, gdy zwichnął sobie nogę. Nie może jechać do pracy w Niemczech, gdzie mógł zarabiać na życie. - Nie istnieję - mówi rozżalony Zbigniew.

Jak doszło do pomyłki? W kieszeni kurtki denata, którego ciało było w V Szpitalu Wojskowym w Krakowie, znaleziono mandat wystawiony na Zbigniewa Alencynowicza. Policjantka z patrolu została poproszona o identyfikację denata. Po wprowadzeniu danych do systemu miała stwierdzić, że ciało nie należało do pana Zbigniewa. Szpital podaje jednak inną wersję wydarzeń. - Ze strony szpitala podjęto wszystkie możliwe czynności oraz dochowano wszelkich przewidzianych prawem procedur, aby ustalić tożsamość pacjenta. Personel SOR wystawił kartę zgonu w oparciu o tożsamość ustaloną w toku czynności przeprowadzonych przez funkcjonariusza policji wezwanego w tym celu i znajdującego się na terenie szpitala - tłumaczy placówka w oświadczeniu.

Wyjaśnieniem sprawy pana Zbigniewa zajmuje się prokuratura. Tylko sąd może go "przywrócić" do życia. Ale to może potrwać miesiącami.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki