Pan Franciszek zapalił się podczas operacji serca. Wszystko wyszło na jaw w prosektorium
O całej sprawie informuje "Tygodnik Zamojski". Wiosną 2022 r. 78-letni pan Franciszek z Tarnowa trafił do Szpitala Wojewódzkiego im. Jana Pawła II na operację serca - oprócz przewlekłej niewydolności tego narządu, u pacjenta stwierdzono także inne schorzenia. Ordynator tamtejszego oddziału kardiochirurgii zalecił panu Franciszkowi usunięcie z serca elektrody, na co 78-latek przystał. Operację przeprowadził 40-letni kardiochirurg z dużym doświadczeniem zawodowym. Podczas zabiegu ciało 78-latka zdezynfekowano specjalnym roztworem z alkoholem, a następnie obłożono folią chirurgiczną. W pewnej chwili obecni na sali medycy zauważyli, że na ciele 78-latka pojawił się... płomień! Na szczęście udało się go ugasić, jednak pan Franciszek doznał poparzeń pierwszego i drugiego stopnia. Mimo tego, operację udało się ukończyć z powodzeniem, mężczyzna zmarł trzy tygodnie po zabiegu z powodu niewydolności oddechowej.
Właśnie wtedy córka 78-latka dowiedziała się o skandalicznym wydarzeniu na sali operacyjnej - zobaczyła liczne oparzenia na ciele swojego ojca w prosektorium. Kobieta postanowiła o całej sprawie zawiadomić prokuraturę, która teraz wydała akt oskarżenia przeciwko 40-letniemu kardiochirurgowi. Zarzuty dotyczą "nieumyślnego naruszenia czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia", bowiem biegli po siedmiu miesiącach śledztwa stwierdzili, że sytuacja nie przyczyniła się do śmierci pana Franciszka.
"Środek dezynfekujący na bazie alkoholu nie wysechł, albo był użyty w nadmiernej ilości. Więc pod nieprzepuszczalną folią zgromadziły się opary. Kiedy lekarz zastosował urządzenie wydzielające ciepło (lub iskrę) opary te zapaliły się i ogień rozprzestrzenił się na skórze" - pisze "Tygodnik Zamojski". Według informacji gazety, kardiochirurg nie przyznał się do winy. Mężczyzna twierdzi, że "zaistniała sytuacja nie była wynikiem jego działania czy zaniechania".