31 sierpnia 2018 roku. Około godziny 6:30 przypadkowy rowerzysta zauważa na Plantach, w rejonie Filharmonii, mężczyznę. Był to 63-letni Wojciech G. Leżał przodem do jednej z ławek w kałuży krwi, z jego klatki piersiowej wystawał nóż kuchenny. Rowerzysta wezwał policję. Jak się okazało, gdy Wojciech G. został odnaleziony, jeszcze żył.
Na miejsce została skierowana załoga karetki pogotowia i policja, mężczyzna jednak zmarł. Trwają czynności pod nadzorem prokuratury, oględziny miejsca zdarzenia. Zabezpieczamy ślady, jak również ustalamy i przesłuchujemy świadków zdarzenia, sprawdzamy monitoringi - mówiła wtedy Barbara Szczerba z krakowskiej policji.
Mówimy o samym centrum Krakowa, więc zamieszanie zgromadziło wielu gapiów. Śledczy od razu przystąpili do przesłuchiwania świadków, którzy widzieli Wojciecha G. zanim zmarł.
Podobno zadźgali jakiegoś Pana - mówiła jedna z przesłuchanych kobiet - policja już zamknęła teren. Znaleziono ciało mężczyzny z nożem wbitym i ponoć nie jest to kloszard, tylko mężczyzna ubrany w strój do biegania - dodał inny świadek.
Śledztwo w tej sprawie było początkowo prowadzone pod kątem zabójstwa, ale prokuratura nie wykluczała scenariusza samobójczego. Badania tej sprawy trwały okrągły rok. W tym czasie przeprowadzono, jeśli wierzyć prokuraturze, jedno z najdokładniejszych śledztw ostatnich lat.
Jak wynikało z oględzin i z później przeprowadzonej sekcji zwłok, mężczyzna ten zmarł w wyniku obrażeń ran kłutych. Miał ich około 6 na ciele. Zmarł w wyniku wykrwawienia się, spowodowanego tymi ranami - mówi prokurator Janusz Hnatko.
Wbrew jednak początkowym przypuszczeniom, rany, mężczyzna zadał sobie sam. Wskazują na to między innymi odnalezione na klatce piersiowej tak zwane rany próbne, sugerujące, że zanim Wojciech G. przebił swoją klatkę piersiową, miał do tego kilka podejść. Ale materiału dowodowego wskazującego na samobójstwo jest znacznie więcej.
Przesłuchaliśmy ujawnionych świadków zdarzenia, czyli osoby, które widziały tego mężczyznę wcześniej. Przesłuchaliśmy członków rodziny i wszystkie inne osoby, które miały wiadomości w tej sprawie. Myśmy także badali ślady daktyloskopijne na tym nożu, który zresztą pochodził z miejsca zamieszkania naszego zmarłego. To wszystko doprowadziło do tego, że nie możemy rzeczywiście stwierdzić aby była mowa o działaniu osób trzecich - mówi prokurator Hnatko.
Śledztwo więc zostało umorzone. Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że Wojciech G. miał poważne zaburzenia psychiczne. Od dawna leczył się na depresję, był alkoholikiem, który dodatkowo popadł w liczne długi. Nie był też w dobrych stosunkach ze swoją rodziną. Myśli samobójcze miał też mieć już wcześniej.