Nowe fakty

Tak wyglądały ostatnie chwile ciężarnej Doroty przed śmiercią. "Nie mogła się ruszać"

2023-06-07 10:07

Nowe fakty w sprawie śmierci ciężarnej 33-latki w szpitalu w Nowym Targu. Pani Dorota zmarła w piątym miesiącu ciąży w wyniku wstrząsu septycznego po przedwczesnym odejściu wód płodowych. - Na pytanie, co się stało, lekarz wzruszył ramionami i powiedział, że nie wiedzą - powiedziała w programie "Uwaga! TVN" kuzynka zmarłej kobiety. Z kolei mąż pani Doroty powiedział "GW", że pielęgniarki kazały ciężarnej leżeć z nogami w górze, co miało pomóc w ponownym napłynięciu wód płodowych.

Śmierć ciężarnej Doroty w szpitalu w Nowym Targu. Wstrząsająca relacja męża: "Nie mogła się ruszać"

Na jaw wychodzą nowe fakty w sprawie śmierci 33-letniej Doroty. Kobieta będąca w piątym miesiącu ciąży zmarła w szpitalu w Nowym Targu, nie udało się również uratować jej nienarodzonego dziecka - Wojtusia. Do dramatycznego zdarzenia doszło w nocy z 23 na 24 maja, a jego okoliczności wyjaśnia prokuratura. Śledczy zlecili przeprowadzenie sekcji zwłok. Wiadomo już, że ciężarna pacjentka zmarła w wyniku wstrząsu septycznego, który spowodował niewydolność wielonarządową. Bezpośrednio po dramatycznym zdarzeniu Podhalański Szpital Specjalistyczny im. Jana Pawła II w Nowym Targu wydał oświadczenie, w którym złożył kondolencje bliskim zmarłej 33-latki oraz poinformował, że przedstawiciele placówki nie będą się wypowiadać na temat tragedii. Dyrektor lecznicy Marek Wierzba zdecydował się jednak na spotkanie z dziennikarzami. Przekazał wówczas, że zmarła pacjentka była "w trudnej, powikłanej ciąży", a jej stan zdrowia drastycznie się pogorszył, gdy doszło do obumarcia płodu. Nie odniósł się natomiast do sposobu leczenia zastosowanego przez podległy mu personel medyczny wobec 33-latki, która trafiła do lecznicy z powodu przedwczesnego odejścia wód płodowych. W tej sprawie wypowiedział się natomiast mąż zmarłej kobiety. Przekazał on "Gazecie Wyborczej", że pielęgniarki kazały Dorocie leżeć z nogami powyżej głowy, co rzekomo miało pomóc w ponownym napłynięciu wód płodowych. Kobieta nie tylko nie mogła wstawać z łóżka, ale miała leżeć w całkowitym bezruchu. Tymczasem jej stan zdrowia coraz bardziej się pogarszał. Skarżyła się na bóle głowy i bóle brzucha. Zaczęła też wymiotować, a wzrastający poziom CRP wskazywał, że w organizmie rozwija się stan zapalny. Medycy zwlekali jednak z podjęciem decyzji o przerwaniu ciąży. 

- Nikt nam nie powiedział, że obumarcie płodu to kwestia czasu, że nie mamy szans właściwie na zdrowe dziecko i że odejście wód płodowych jest dla Doroty niebezpieczne. Przez cały czas podtrzymywano w nas nadzieję, że wszystko będzie dobrze, że pewnie nie uda się utrzymać ciąży do końca, ale może urodzi się wcześniak w 35. tygodniu ciąży. Nikt nie dał nam wyboru ani szansy na uratowanie Doroty, bo nikt nie powiedział nam, że jej życie jest zagrożone. Nikt nie wspomniał o tym, że można wywołać poronienie i ratować Dorotę, bo szanse na przeżycie dziecka są nikłe - powiedział "GW" pan Marcin, mąż zmarłej Doroty. 

Kobieta miała również nie zostać poinformowana o ryzyku związanym z przedwczesnym odejściem wód płodowych. - Ja znam w swojej karierze jeden przypadek, gdy po odpłynięciu wód płodowych udało się utrzymać żywą ciążę, ale to była sytuacja, gdy parametry infekcyjne były niskie - stwierdził w rozmowie z "GW" ginekolog i położnik dr Maciej Socha, dodając, że nie ma żadnych dowodów na korzystny wpływ zdrowotny zmuszania pacjentki do leżenia w bezruchu. Co więcej, taka praktyka nie tylko nie jest zalecana, ale wręcz się jej zakazuje ze względu na ryzyko choroby zakrzepowo-zatorowej. Warto przy tym zaznaczyć, że małżeństwo mieszkało w Bochni, a 33-latka trafiła do szpitala w Nowym Targu przez przypadek, ponieważ przyjechała na Podhale, by odwiedzić matkę. Ciąża Doroty była prowadzona przez lekarza z Bochni i to właśnie tam planowało udać się po radę małżeństwo, jednak szpital w Nowym Targu zgodził się na wypis wyłącznie na żądanie. 

Szpital dawał nadzieję. To powiedzieli lekarze po śmierci Doroty

- Wszystko było utrzymywane w duchu dawania nadziei, przekonywania, że wszystko będzie dobrze. W ogóle nie było mowy o tym, że ona może stracić ciążę. A co dopiero życie - twierdzi w programie "Uwaga! TVN" kuzynka Doroty. Nadzieja zgasła jednak błyskawicznie i niespodziewanie, a bliscy pacjentki zostali skazani na domysły dotyczące jej zgonu. - Na pytanie, co się stało, lekarz wzruszył ramionami i powiedział, że nie wiedzą - dodaje pani Ilona.

Dorota i jej nienarodzony synek Wojtuś zostali pochowani na cmentarzu w Krzyżanowicach. Z podwójną tragedią musi sobie teraz poradzić pan Wojciech, który w jednym momencie stracił dwie bliskie osoby. - Mieliśmy przygotowany pokój i łazienkę u rodziców, ale zaczynaliśmy też budowę własnego domu – powiedział "Uwadze" Marcin Lalik.

Dorota i Wojtuś spoczęli na cmentarzu. Na ten widok pękają serca
Sonda
Czy aborcja w przypadku zagrożenia życia matki powinna być legalna w Polsce?
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają