Takich skutków ustawy Kamilka się nie spodziewali. Znikną wycieczki szkolne?
Ta ustawa została wprowadzona w celu lepszej ochrony dzieci po tragicznej śmierci Kamilka z Częstochowy, która wstrząsnęła całą Polską. Intencje były szczytne, jednak w praktyce okazuje się, że niektóre przepisy mocno utrudniają normalne funkcjonowanie szkoły. Chodzi między innymi o konieczność posiadania zaświadczenia o niekaralności przez osoby dorosłe, które mają kontakt z dziećmi. Tuż przed końcem wakacji w gigantycznych kolejkach przed sądami utknęli nauczyciele, którzy chcieli zdobyć właśnie takie zaświadczenie. Obowiązek dotyczy jednak nie tylko ich, ale również innych dorosłych pojawiających się w szkole na zajęciach z dziećmi, w tym na lekcjach profilaktycznych dotyczących bezpieczeństwa, a także rodziców którzy podczas wycieczek szkolnych pełniliby rolę opiekunów. Takie rozwiązanie stawia pod znakiem zapytania możliwość zgodnej z prawem organizacji szkolnej wycieczki czy wyjścia poza szkołę, na przykład do kina.
Mamy obowiązek prześwietlić każdą osobę, którą dopuszczamy do kontaktu z dziećmi. Raz - w rejestrze sprawców przestępstw na tle seksualnym, dwa - w Krajowym Rejestrze Karnym. Dotyczy to nawet policjantów, strażników miejskich czy strażaków, którzy przychodzą do nas na pogadanki profilaktyczne. To, czego nie udało się zrobić za pomocą lex Czarnek, ustawa Kamilkowa załatwiła jednym cięciem, a słuszna idea i poprawność polityczna w tym przypadku uśpiła naszą czujność. (...) Na razie w naszej szkole nie będzie żadnych zajęć dodatkowych, wyjść ani wycieczek, bo musimy się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć, musimy postępować bardzo roztropnie, bo za jakiekolwiek uchybienia grożą nam kary grzywny, a nawet pozbawienia wolności do lat 5 - powiedziała "Gazecie Wyborczej" Jolanta Gajęcka, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie.
Poniżej dalsza część artykułu.
Polecany artykuł:
Nowe uzdrowisko w Małopolsce
Uczniowie będą donosić na nauczycieli?
Innym problemem na jaki zwracają uwagę nauczyciele jest możliwość mszczenia się uczniów na nielubianych belfrach. Ustawa Kamilka piętnuje bowiem szereg zachowań, które są zakazane w stosunku do uczniów. Problem w tym, że przestrzeganie tych zasad może być różnie interpretowane i może służyć do niesprawiedliwego oskarżania nauczycieli. Chodzi tutaj między innymi o regulacje dotyczące kontaktów fizycznych pomiędzy dorosłymi a dziećmi. Nauczyciele obawiają się, że mogą być karani za przytulenie dziecka.
Z tą zasadą mamy największy problem. Za każdym razem, gdy przechodzę korytarzem, dzieci podbiegają i chcą się przytulić. Zgodnie z nowymi standardami powinnam chyba stworzyć wokół siebie pole siłowe, żeby dzieci nie mogły się przebić. Wczoraj złamałam prawo, bo przytuliłam ucznia na korytarzu. Do tej pory myślałam, że pójdę do więzienia za lex Czarnek, ale okazuje się, że mogą mnie wsadzić za ustawę Kamilkową - tłumaczy w rozmowie z "Wyborczą" dyrektorka SP nr 2 w Krakowie.
Polecany artykuł: