Tatiana z synem Luką i córką Poliną

i

Autor: Art Service

"Syn chciał zostać wraz z ojcem, by walczyć o wolność. Ma dopiero 15 lat" Tatiana z dziećmi uciekła przed bombami z Kijowa.

2022-02-28 18:51

Tatiana wraz z dziećmi 12–letnią Poliną i 15–letnim Luką uciekła z piekła wojny. Wraz z rodziną mieszka pod Kijowem niespełna 20 kilometrów od centrum. Dwa dni trwała jej podróż do Polski, w zatłoczonym pociągu, pełnym przerażonych ludzi i płaczących dzieci. Przez okna widziała bombardowane miasta, w ojczyźnie zostawiła męża, rodziców i brata wraz z rodziną.

Wojna zastała Tatianę i jej rodzinę w rodzinnych stronach pod Kijowem. 

Mieszkamy 20 kilometrów od stolicy. Zaczęło się nad ranem, postanowiliśmy uciekać. Zaczęłam pakować rzeczy, ale nasz 15–letni syn nie chciał jechać, chciał zostać z ojcem i walczyć – opowiada nam Tatiana, którą spotykamy na dworcu PKP w Krakowie. Kobieta wraz dziećmi dotarła dziś (poniedziałek) do Polski pociągiem. Cały jej bagaż to dwa plecaki i torba i najpotrzebniejszymi rzeczami. Podróż trwała dwa dni. 

Jechaliśmy, a za oknem widzieliśmy jak Rosjanie bombardują nasz kraj. Płonęły wioski, zwłaszcza w okolicy Wasylkowa było strasznie. Potężne płomienie i huk samolotów – mówi. Dodaje, że przez 10 godzin pociąg stał w miejscu, niedaleko granicy w Polską. Podróż rodziny trwała w sumie dwa dni. – Pociąg był pełny ludzi, którzy uciekali przed wojną tak jak my. Był taki ścisk, że nie można było nawet ręki rozprostować, dzieci jechały na kolanach matek, w różnym wieku i starsze jak moje i całkiem małe – mówi Tatiana. Na Ukrainie został jej mąż Jurij oraz rodzice, którzy mieszkają w Kijowie. – W Charkowie został mój brat z żoną i małymi dziećmi. Gdy trwają naloty chowają się do łazienki – opowiada. Tatiana jest w Polsce pierwszy raz. W Krakowie nie ma ani rodziny ani znajomych. Gdy ją spotkaliśmy na dworcu PKP nie miała gdzie spać. Zadzwoniliśmy z pytaniem do Łukasza Wantucha, radnego Krakowa gdzie najlepiej się zgłosić, by szybko Tatiana wraz z dziećmi mogła otrzymać lokum. Jego odpowiedź nas zaskoczyła. – Mogę przyjąć ich u siebie – powiedział Łukasz Wantuch. Faktycznie po kilkunastu minutach przyjechał po Tatianę i jej dzieci na dworzec. Takich rodzin jak Tatiana jest w Krakowie wiele. Nie wszyscy wiedzą, jaka pomoc została przygotowana dla uchodźców z Ukrainy. Są wyczerpani i przerażeni. Mimo iż cieszą się, że dotarli w bezpieczne miejsce myślami są na Ukrainie, gdzie zostali ich najbliżsi. 

Łukasz Wantuch z Tatianą i jej dziećmi na dworcu PKP w Krakowie

i

Autor: Art Service
Matki z dziećmi czekają po dwa dni żeby przejść do Polski z Ukrainy

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki