Do tragedii na stoku w Bukowinie Tatrzańskiej doszło 10 lutego. Zerwany przez silny wiatr dach z prowizorycznej wypożyczalni narciarskiej przygniótł kilka osób, w tym 52-letnią kobietę i jej dwie córki.
Niestety nie udało się uratować im życia, wszystkie trzy poniosły śmierć i zostały pochowane na cmentarzu w Ursusie.
Natychmiast po tragedii ruszyło śledztwo, które ma ustalić winnych zdarzenia. Po kilku miesiącach nie posuwa się ono naprzód, a pan Paweł Kośnik, mąż i ojciec ofiar powoli traci nadzieję na sprawiedliwość. Swoimi wątpliwościami podzielił się w programie Uwaga! TVN.
– Póki co, nie widać postępów w śledztwie. Obawiam się, że winny nie zostanie wskazany. Jeden wskazuje drugiego, umowy są niejasne, w grę wchodzą samowole budowlane. Trudno wskazać winnego - powiedział dziennikarzom Uwagi! TVN pan Paweł Kośnik.
Według krakowskiej Prokuratury Okręgowej, za postawieniem prowizorycznej wypożyczalni narciarskiej na Rusińskim Wierchu stoi 35-letni mieszkaniec Nowego Targu Tomasz Ż., on jednak winą obarcza właściciela działki, na której stał obiekt.
Tomasz Ż. został on objęty stosunkowo łagodnymi środkami zapobiegawczymi w postaci zakazu opuszczania kraju i poręczenia w kwocie 4 tysięcy złotych.
Według śledczych na stan sprawy wpływ miała epidemia koronawirusa.
– Śledztwo może być opóźnione przez sytuację epidemiologiczną. Nie możemy wciąż otrzymać opinii biegłego z zakresu budownictwa, która to byłaby podstawą do tego, by zmienić, czy poszerzyć zarzuty Tomaszowi Ż. – powiedział Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Według ustaleń dziennikarzy Uwagi! mimo nakazu rozbiórki felerna wypożyczalnia narciarska w dalszym ciągu nie została zrównana z ziemią.
- Mnie została tylko żałość i myśl o tym, że zobaczą to osoby odpowiedzialne bezpośrednio za te bezmyślne działanie, które doprowadziły do tak wielkiej tragedii, która mnie spotkała – dodaje pan Paweł Kośnik.