Powódź tysiąclecia w Małopolsce zabiła 55 osób. Ulewa trwała przed ponad tydzień
Największa powódź w międzywojennej Polsce zaczęła się 13 lipca 1934 r. w dorzeczu górnej Wisły. Intensywne opady wystąpiły przede wszystkim na terenie dzisiejszej południowej Małopolski (powiaty: tatrzański, nowotarski, nowosądecki, limanowski, gorlicki). 16 lipca 1934 r. w trakcie jednej doby na Hali Gąsienicowej spadło aż 255 mm deszczu. Takiej wartości nie odnotowano nawet w trakcie powodzi z 1997 r., która została nazwana powodzią tysiąclecia. Zresztą kataklizm z końcówki XX wieku był dla Małopolski znacznie mniej dotkliwy (bardziej ucierpieli mieszkańcy Dolnego Śląska i Opolszczyzny) niż powódź sprzed II wojny światowej. Oczywiście intensywne opady deszczu szybko spowodowały podniesienie się poziomów rzek, a w efekcie ich wystąpienie z koryt.
Wiele miast, w tym Zakopane, Nowy Sącz, Nowy Targ czy Gorlice, zostało odciętych od świata. Fala powodziowa z mniejszych rzek dotarła do Wisły 19 lipca, niszcząc po drodze mosty i wały przeciwpowodziowe. Liczne pęknięcia tych ostatnich uratowały zresztą Warszawę, gdzie również dotarła fala powodziowa. Była ona już jednak osłabiona licznymi wylewami w miejscach, gdzie doszło do uszkodzenia wałów. Niestety cierpieli na tym Małopolanie. Nierzadko cały ich dobytek został zalany przez potężny żywioł. Co gorsze, powódź zebrała śmiertelne żniwo. Z jej powodu zginęło 55 osób. Mowa oczywiście o ofiarach bezpośrednich, trudno bowiem oszacować liczbę zgonów wynikłych z utraty środków do życia czy chorób zakaźnych pleniących się przy okazji powodzi.
Poniżej galeria zdjęć z Narodowego Archiwum Cyfrowego dokumentujących powódź z 1934 r. i dalsza część artykułu.
Gigantyczna siła żywiołu. "Domy niesione 30 km na falach"
O skali zniszczeń i sile żywiołu, który w 1934 r. dotknął Małopolskę świadczą relacje mediów z tamtych czasów. "Ilustrowany Kuryer Codzienny" donosił, że "domy były niesione 30 km. na falach", a "chaty z Czorsztyna i Szaflar przypłynęły pod Łącko". Straty były tak duże, że władze miejscowości dotkniętych kataklizmem zdecydowały się na zarekwirowanie żywności i wydzielanie jej według własnych wytycznych. Ulewny deszcz przestał padać dopiero 22 lipca, po ponad tygodniu od rozpoczęcia nawałnic.
Wówczas przystąpiono do szacowania strat, dyskusji o budowie zbiorników retencyjnych (po powodzi podjęto między innymi decyzje o budowie zbiorników w Porąbce oraz Czorsztynie), ale i rozliczeń wobec osób odpowiedzialnych za gigantyczne straty. Co ciekawe, tygodnik "Światowid" za powódź obwinił... ówczesnych ekologów, którzy sprzeciwiali się inwestycjom mającym zapobiec wylewaniu rzek. - W Tatrach należy wybudować zbiorniki wodne: w Dolinie Kościeliskiej, Chochołowskiej i poniżej Łysej Polany. Koszt takiego jednego zbiornika będzie wynosił około 6.000.000 zł. Zabezpieczą one jednak całą dolinę Dunajca od wylewów, od źródeł, aż po Tarnów. Niestety, plany te, które wysunięto jeszcze przed kilkunastu laty, zostały zarzucone wskutek sprzeciwu Rady Ochrony Przyrody. Sprzeciw ten kosztuje dzisiaj Polskę około dwieście miljonów - pisał "Światowid".