– Pochodzę z małej wyspy w Indonezji Lembata. W mojej ojczyźnie temperatura nie spada poniżej 24 stopni – opowiada ksiądz Franciszek. Do Polski przyjechał 26 lat temu na studia w Seminarium Księży Werbistów w Pieniężnie. Był wówczas 24-letnim klerykiem. Droga życia kapłana jest niezwykle ciekawa. Mały Franciszek urodził się w chrześcijańskiej rodzinie, jego tata pracował jako nauczyciel, ma 4 siostry i jednego brata. – Na wyspie, na której mieszkała moja rodzina tylko my byliśmy chrześcijanami, ale z tego powodu nikt nam nigdy żadnych przykrości nie sprawiał, co więcej na moje prymicje przyszli moi muzułmańscy koledzy – wspomina ksiądz w rozmowie z "Super Expressem".
– Jak byłem małym chłopcem, to pewnego razu spotkaliśmy z kolegami białego mężczyznę. Częstował nas czekoladkami, biło od niego dobro. Wtedy pomyślałem, że chciałbym być taki jak on. Zapytałem moją mamę: kto to był? A ona mi powiedziała, że misjonarz. Po wielu latach wstąpiłem do zakonu werbistów, który był na sąsiedniej wyspie – dodaje ksiądz Franciszek. Myślał, że wyjedzie na misje do Nikaragui, być może Gwatemali... dostał jednak zaproszenie z Polski.
– Wtedy nie było telefonów komórkowych i internetu. Nie wiedziałam, co zastanę po przylocie. Pamiętam moją pierwszą noc po przyjeździe do Polski, dziwiłem się po co są w pokoju te koce i kołdra. My w Indonezji się niczym nie przykrywaliśmy podczas snu. No i kaloryfer... nie znałem takiego urządzenia. Spałem w butach, bardzo zmarzłem. Dopiero na drugi dzień koledzy mi powiedzieli jak uruchomić grzejnik. Teraz jestem już przyzwyczajony do niskich temperatur – mówi ksiądz.
Z jedzeniem też nie było łatwo. – Głównym elementem posiłków w Indonezji jest ryż. Jest traktowany jak chleb. W Polsce okazało się, że głównym składnikiem jest chleb. Na początku w ogóle nie mogłem go połknąć, a ryżu było bardzo mało.
Po 26 latach spędzonych w Polsce ksiądz Franciszek pięknie mówi po polsku, ale początku nie były łatwe. – Ja jak usłyszałem te wszystkie "sz", "cz", a potem zobaczyłem litery "ł" czy "ę" złapałem się z głowę. To chyba jakaś pokuta była, że ja się tego języka nauczyłem – wspomina z uśmiechem, choć od razu dodaje, że gwara góralska bardzo mu się podoba i też zamierza się jej nauczyć. – Zostałem bardzo ciepło przyjęty. Jest pięknie na Podhalu, te góry są niesamowite. Nauczyłem się odśnieżać, palić w piecu, bo wcześniej w domu zakonnym nie musiałem tego robić. Dostanę niedługo góralski strój – mówi ksiądz. Jego parafia liczy ponad 700 osób. Teraz akurat jest czas kolędy.
– Dobrze trafiłem, bo mam okazję od razu poznać moich parafian. Bardzo mnie cieszy też, że uczę w szkole. Dzieci są bardzo grzeczne, interesuje je Indonezja, często pytają jak było tam. Teraz wiem, że Polska to moje miejsce, a tu w Brzegach czuję się jakbym był od zawsze – mówi ksiądz Franciszek.