Czy Marzena Adamczuk (34 l.) z Zamościa kiedykolwiek dowie się jak zginął jej narzeczony? Na razie w śledztwie jest więcej znaków zapytania niż odpowiedzi.
- Przed wyjazdem Paweł poszedł do kościoła. Był wierzący, ale nigdy nie prosił księdza o modlitwę. Tym razem tak zrobił. Dał nawet ofiarę - 50 złotych - opowiada nam pani Marzena.
To nie wszystko! Paweł wysłał narzeczonej tajemniczego sms-a.
Dalsza część artykułu znajduje się pod poniższym wideo.
- Napisał, że najbardziej, to mu jest mnie szkoda. Nie zrozumiałam o co chodzi. Teraz już wiem - dodaje.
Paweł przeważnie wyjeżdżał w tygodniowe trasy. Tym razem wziął ze sobą trzy różańce. Jeden od narzeczonej, drugi od babci a trzeci z Ziemi Świętej. Czyżby się czegoś obawiał?
– Paweł przewoził leki psychotropowe, morfinę, leki dla cukrzyków, a właściciel firmy, który dawał mu zlecenia, miał problemy finansowe i do dziś zalega z wypłatą wynagrodzenia za okres od kwietnia – to udało się ustalić pani Marzenie. Najbliżsi nie wiedzą, co działo się z Pawłem w noc, kiedy dotarł z ładunkiem do Krakowa.
- Rozmawialiśmy jeszcze ok. 3 godz. Czekał na rozładunek. A rano znaleziono jego zwłoki na parkingu. Gdy zobaczyliśmy ciało, doznaliśmy szoku. Paweł wyglądał jakby go pobito, a ubranie było całe we krwi - mówi Marzena Adamczuk.
Tymczasem sekcja zwłok nie wyjaśniła, jak umierał Paweł Pyś.
– Śledczy wykluczyli działanie osób trzecich. Jak to możliwe? Skąd zatem plama krwi na kurtce z tyłu, liczne otarcia i zadrapania naskórka? - pyta narzeczona.
Marzena Adamczuk chce poznać prawdę i nie spocznie, dopóki wszystkie okoliczności nie zostaną wyjaśnione. Być może jest ktoś, kto widział Pawła w ostatnich godzinach przed śmiercią i przekaże rodzinie te cenne informacje? Najbliżsi Pawła na to liczą.