O tym skąd się wzięły kwiaty na domach w Zalipiu pisała Janina Plata, na stronie wsi tutaj.
- (…) Zdobnictwo zalipiańskie znane już było ponad 100 lat temu, tradycja malowania domów przetrwała do dziś. Wszystko zaczęło się zwyczajnie: tutejsze kobiety miały niełatwe zadanie, aby utrzymać czystość w chałupach z okopconymi ścianami, w izbach, w których obok ludzi przebywał inwentarz. Początkowo młode dziewczęta, podpatrując się wzajemnie, na pobielonych wapnem ścianach, np. pieca, przy pomocy pędzla zrobionego z prosa lub żyta, robiły tzw. ”packi”, czyli nieregularne plamki. Wykorzystywały do tego sadze rozrobione w mleku. Gdy pomysły przynosiły oczekiwane rezultaty, zaczęto malować podmurówkę, czyli wystający z ziemi fundament, który ciągle był brudny. Tutaj kobiety kolejność kolorów odwracały, bieliły rozpuszczoną sadzą, a packi odbijały pędzlem umoczonym w wapnie. Ten sposób upiększania obejścia trwał jeszcze wiele, wiele lat, dopiero po II wojnie światowej, gdy domy murowane zaczęły wypierać drewniane, a z izb znikły olbrzymie piece do gotowania, pieczenia chleba i spania na zapiecku, packi zaczęły przechodzić do historii. Dość szybko jak na biedne, galicyjskie tereny, bo już w pierwszej dekadzie XX wieku, zalipiańskie dziewczęta zaczęły stosować w malowaniu nie tylko packi ale także śmiało komponowane wzory, w których dominowały kwiaty i zawijasy. Używały w tym celu kolorowych, sproszkowanych farb rozpuszczanych w mleku. Farby i sposób malowania podpatrzyły u malarza w kościele parafialnym w Gręboszowie. Teraz ściany ich domów przypominały kolorową łąkę, a prekursorki malowanek znalazły liczną rzeszę naśladowczyń, które także chciały upiększać swe ubogie chaty. Wzory od zawsze były indywidualne i zależały od pomysłu oraz możliwości manualnych twórcy ludowego, a co ważne, były malowane odręcznie bez użycia szablonów. Tak jest również i dziś, każdy namalowany bukiet to wizytówka autora, niepisany autograf, nikt identycznie jak on nie maluje (…) - czytamy.
Kolorowe domy w Zalipiu są już mniejszością, ale odwiedzając Dom Malarek, który jest punktem wypadowym dostaniemy mapę z zaznaczonymi obiektami, które można podziwiać. Co więcej, wielu zalipian na swoich bramkach ma wypisane zaproszenie na swoje podwórko, by turyści weszli i obejrzeli z bliska kolorowe malowidła, a nawet wymalowane domy od środka. Całą wioskę można obejść pieszo. Najpopularniejszy obiekt znajduje się właśnie przy Domu Malarek, ale idąc spacerem przez wieś zobaczymy jeszcze wiele innych kolorowych i nie mniej urokliwych osad. Co najważniejsze, zobaczymy prawdziwe malutkie gospodarstwa, gdzie przed domem spacerują kury i gęsi, a na podwórku stoją wymalowane ule.
Wszędzie na wsi są też żywe kwiaty, nie tylko te namalowane. Co ubogaca spacer i dodaje piękna. Dzisiaj, kiedy wiele domów na wsi ma trawnik i tuje, tam ciągle zetniemy się z roślinami w całej palecie barw.
Zalipiańskie malowanie to ewenement na skalę światową. Janina Plata zauważyła też ważną rzecz, o której odwiedzający tę wieś powinni wiedzieć . - (…) Po badaniach etnograficznych, którymi kierował dr Roman Reinfuss, w 1948 r. przeprowadzono pierwszy konkurs na malowane izby oraz malowanki na papierze dostarczone do Domu Ludowego w Podlipiu, gdzie odbył się ten konkurs. Ponieważ zalipianki były najliczniejszą grupą, która wzięła udział w zmaganiach, od 1965 r. konkurs przeniesiono do Zalipia i tak jest do dziś. Wiosną każdego roku artystki przystępujące do konkursu, malują swoje obejścia od nowa, a komisja odwiedzająca je ocenia i przyznaje nagrody pieniężne za wrażenia artystyczne, wkład pracy, nowatorstwo i oryginalność. Konkursy na malowane chaty stały się już wieloletnią tradycją, która oby trwała jak najdłużej. Tradycja malowania przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, są domy, w których do konkursu przystępują babka, matka i wnuczęta. Młodzież – dziewczęta i chłopcy – bardzo chętnie uczy się form zdobnictwa zalipiańskiego - podkreślała Janina Plata.