Został zatrzymany przez policję z powodu recepty dla konia. NIA zabrała głos
Nieoczekiwane problemy spotkały klienta jednej z aptek w Krakowie, który chciał kupić lek na wrzody dla konia. Mężczyzna... został zatrzymany przez policję, ponieważ aptekarka nabrała podejrzeń, że recepta może być sfałszowana, a specyfik może służyć wywołaniu poronienia. Sprawa wyjaśniła się na korzyść klienta apteki, jednak musiał się on tłumaczyć mundurowym, w jakim celu chciał zakupić lek i po co jest mu potrzebne aż 90 opakowań medykamentu. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" mężczyzna przyznał, że lekarka weterynarii, która wystawiła receptę poinformowała go, że lek może wywoływać poronienia u ludzi i z tego powodu pracownik apteki może weryfikować jego przeznaczenie. Miało to jednak polegać na telefonie do lekarki, a nie na wzywaniu policji. Z apteki klient dostał natomiast wiadomość SMS z informacją, że lek nie zostanie mu sprzedany. Mimo tego mężczyzna próbował zrealizować receptę. Wówczas pracownica apteki zadzwoniła po policję.
Zachowania farmaceutki broni Naczelna Izba Aptekarska. Zdaniem rzecznika tej instytucji, aptekarka postąpiła zgodnie z procedurami.
- Leki wykorzystywane w leczeniu chorób pokarmowych zwierząt mają działanie poronne, a więc recepta opiewająca na 90 opakowań może budzić wątpliwości. Co więcej, recepty weterynaryjne są dość często fałszowane. One wciąż są wydawane w formie papierowej, w tym wypadku recepta została przysłana aż z drugiego końca Polski. To wszystko plus fakt, że farmaceutom grożą kary za realizację fałszywych recept, prowadzi do tego, że farmaceutka miała prawo być zaniepokojona i chcieć zweryfikować receptę - przekazał "GW" Konrad Madejczyk, rzecznik Naczelnej Izby Aptekarskiej.
Polecany artykuł: