Tomasz Sz. "leczył" Urszulę i Karolinę. Obie zmarły. Znachor oskarżony
Sprawa znachora z Bysiny jest wstrząsająca na wielu płaszczyznach. Tomasz Sz. wmówił Urszuli i Karolinie, że nie chorują na raka. Oczyszczały organizm plastrami, "lekarz" używał też generatorów plazmowych. Obie zmarły. Prokuratura oskarżyła Tomasza Sz. o oszustwa na szkodę dwóch kobiet, doprowadzenie ich do niekorzystnego rozporządzania mieniem oraz na narażenie ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, jak również o udzielanie świadczeń zdrowotnych bez uprawnień.
W maju 2024 roku, przed katowickim sądem rozpoczął się proces Tomasza Sz. Grozi mu 8 lat pozbawienia wolności. Nie przyznał się do postawionych zarzutów. Biegły z zakresu medycyny, który wydał opinię w tej sprawie nie miał wątpliwości, że wszelkie działania podejmowane przez oskarżonego Tomasza Sz. w świetle nauk medycznych były czynami niedopuszczalnymi i szkodliwymi. W tej sprawie dramat przeżywa pan Władysław, mąż zmarłej Urszuli. Jego relację znajdziecie pod galerią ze zdjęciami.
Znachor Tomasz "leczył" raka generatorem plazmowym. "Pokazywał jej lalki"
Urszula zmarła w dniu urodzin męża. Trzymał ją na rękach
- Nasz wspólny kolega, któremu opowiedziałem o problemach zdrowotnych Urszuli, namówił żonę na wizytę u Tomasza Sz. Przedstawił go jako lekarza, powiedział, że tylko on może pomóc żonie. Pojechaliśmy do Bysiny. Ten kolega nas zaprowadził i towarzyszył podczas wizyty. Ja po 15 minutach zorientowałem się, że to jest oszust - powiedział naszej dziennikarce pan Władysław.
- Otworzył nam drzwi, na głowie miał okrągłą indyjską czapeczkę. Zaczął pokazywać żonie lalki, oglądał dłonie, przykładał łańcuszki. Żona pokazała mu wynik z tomografii, a on go pooglądał i zaczął się śmieć. "Pani nie ma żadnego nowotworu powiedział". Niestety żona mu uwierzyła - dodał.
Senior wspomina, że "wyszedł stamtąd, bo nie mógł słuchać bzdur". Tomasz Sz. powiedział kobiecie, żeby nie robić żadnej biopsji, twierdził, że organizm Urszuli opanowały patogeny. - Po wyjściu z tego gabinetu udałem się do sąsiadów, zapytałem co to za człowiek, ale żaden nic mi nie chciał powiedzieć. Wizyta żony trwała jeszcze 3 godziny. Zawołała mnie na koniec, żebym zapłacił. Tomasz Sz. wziął 1000 złotych (750 za wizytę, plus 250 za plastry na nogi). Żona umówiła się z Tomaszem Sz. na dalsze leczenie generatorem plazmowym - opowiedział nam 71-latek.
Tomasz Sz. pobierał opłaty za "wypożyczenie generatora plazmowego", a pani Urszula czuła się coraz gorzej. Tymczasem znachor stwierdził, że kobieta ma COVID. Zrobił to na podstawie... zdjęcia powiek.
- Zrobiliśmy test na COVID żaden nic nie wykazał. W końcu w październiku żona zgodziła się pójść do lekarza. Rodzinny zlecił badania. Wyniki były dramatyczne, kwalifikowały do natychmiastowego przetoczenia krwi. Dostała skierowanie do szpitala. Od razu zadzwoniła do Tomasza Sz. i mu o tym powiedziała - wspominał pan Władysław. Mężczyznę powiadomił o tym jego syn.
- Natychmiast pojechałem do domu, ale Tomasz Sz. pierwszy tam dotarł, zabrał generator i zawiózł żonę do szpitala nakazując jej po drodze, by nikomu nie mówiła kto i w jaki sposób ją leczył. Teraz wiem, że chciał w ten sposób zatrzeć ślady swojej działalności - stwierdził nasz rozmówca.
- Mimo protestów żony powiedziałem lekarzowi, jak się "leczyła" przez ostatnie trzy miesiące. Zawiadomiłem także prokuraturę. Niestety w tym czasie guz urósł dwukrotnie, a stan żony nie nadawał się do operacji. Zmarła 1 kwietnia w moje urodziny, na moich rękach. Przed śmiercią zdążyła jeszcze złożyć zeznania. Za to "leczenie" Tomasz Sz. otrzymał 17 tysięcy złotych - opowiedział poruszony do granic możliwości mąż pani Urszuli.
Rodzinom i bliskim zmarłych kobiet składamy wyrazy współczucia. Do sprawy procesu Tomasza Sz. będziemy wracać w kolejnych materiałach. Nasza redakcja apeluje o ostrożność.