Żona Władysława zmarła na jego rękach. Zamiast świętować urodzin, wylał morze łez

i

Autor: Anita Leszaj/Super Express; Archiwum rodzinne; Facebook Żona Władysława zmarła na jego rękach. Zamiast świętować urodzin, wylał morze łez

Łzy same płyną do oczu

Żona Władysława zmarła na jego rękach. Zamiast świętować urodziny, wylał morze łez

2024-05-19 4:28

Urszula była ofiarą Tomasza Sz., znachora z Bysiny koło Myślenic (województwo małopolskie). Ten "lekarz" jest oskarżony o oszustwa na szkodę dwóch kobiet, doprowadzenie ich do niekorzystnego rozporządzania mieniem oraz na narażenie ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, jak również o udzielanie świadczeń zdrowotnych bez uprawnień. Relacja męża zmarłej Urszuli porusza do granic możliwości. - Zmarła w moje urodziny, na moich rękach - mówi nam zrozpaczony Władysław.

Tomasz Sz. "leczył" Urszulę i Karolinę. Obie zmarły. Znachor oskarżony

Sprawa znachora z Bysiny jest wstrząsająca na wielu płaszczyznach. Tomasz Sz. wmówił Urszuli i Karolinie, że nie chorują na raka. Oczyszczały organizm plastrami, "lekarz" używał też generatorów plazmowych. Obie zmarły. Prokuratura oskarżyła Tomasza Sz. o oszustwa na szkodę dwóch kobiet, doprowadzenie ich do niekorzystnego rozporządzania mieniem oraz na narażenie ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, jak również o udzielanie świadczeń zdrowotnych bez uprawnień.

W maju 2024 roku, przed katowickim sądem rozpoczął się proces Tomasza Sz. Grozi mu 8 lat pozbawienia wolności. Nie przyznał się do postawionych zarzutów. Biegły z zakresu medycyny, który wydał opinię w tej sprawie nie miał wątpliwości, że wszelkie działania podejmowane przez oskarżonego Tomasza Sz. w świetle nauk medycznych były czynami niedopuszczalnymi i szkodliwymi. W tej sprawie dramat przeżywa pan Władysław, mąż zmarłej Urszuli. Jego relację znajdziecie pod galerią ze zdjęciami.

Znachor Tomasz "leczył" raka generatorem plazmowym. "Pokazywał jej lalki"

Urszula zmarła w dniu urodzin męża. Trzymał ją na rękach

- Nasz wspólny kolega, któremu opowiedziałem o problemach zdrowotnych Urszuli, namówił żonę na wizytę u Tomasza Sz. Przedstawił go jako lekarza, powiedział, że tylko on może pomóc żonie. Pojechaliśmy do Bysiny. Ten kolega nas zaprowadził i towarzyszył podczas wizyty. Ja po 15 minutach zorientowałem się, że to jest oszust - powiedział naszej dziennikarce pan Władysław.

- Otworzył nam drzwi, na głowie miał okrągłą indyjską czapeczkę. Zaczął pokazywać żonie lalki, oglądał dłonie, przykładał łańcuszki. Żona pokazała mu wynik z tomografii, a on go pooglądał i zaczął się śmieć. "Pani nie ma żadnego nowotworu powiedział". Niestety żona mu uwierzyła - dodał.

Senior wspomina, że "wyszedł stamtąd, bo nie mógł słuchać bzdur". Tomasz Sz. powiedział kobiecie, żeby nie robić żadnej biopsji, twierdził, że organizm Urszuli opanowały patogeny. - Po wyjściu z tego gabinetu udałem się do sąsiadów, zapytałem co to za człowiek, ale żaden nic mi nie chciał powiedzieć. Wizyta żony trwała jeszcze 3 godziny. Zawołała mnie na koniec, żebym zapłacił. Tomasz Sz. wziął 1000 złotych (750 za wizytę, plus 250 za plastry na nogi). Żona umówiła się z Tomaszem Sz. na dalsze leczenie generatorem plazmowym - opowiedział nam 71-latek.

MPK w żałobie po śmierci pana Józefa. Kierowca zginął w zderzeniu autobusów. "Przez wiele lat swojej pracy służył mieszkańcom Krakowa"

Tomasz Sz. pobierał opłaty za "wypożyczenie generatora plazmowego", a pani Urszula czuła się coraz gorzej. Tymczasem znachor stwierdził, że kobieta ma COVID. Zrobił to na podstawie... zdjęcia powiek. 

- Zrobiliśmy test na COVID żaden nic nie wykazał. W końcu w październiku żona zgodziła się pójść do lekarza. Rodzinny zlecił badania. Wyniki były dramatyczne, kwalifikowały do natychmiastowego przetoczenia krwi. Dostała skierowanie do szpitala. Od razu zadzwoniła do Tomasza Sz. i mu o tym powiedziała - wspominał pan Władysław. Mężczyznę powiadomił o tym jego syn.

- Natychmiast pojechałem do domu, ale Tomasz Sz. pierwszy tam dotarł, zabrał generator i zawiózł żonę do szpitala nakazując jej po drodze, by nikomu nie mówiła kto i w jaki sposób ją leczył. Teraz wiem, że chciał w ten sposób zatrzeć ślady swojej działalności - stwierdził nasz rozmówca.

- Mimo protestów żony powiedziałem lekarzowi, jak się "leczyła" przez ostatnie trzy miesiące. Zawiadomiłem także prokuraturę. Niestety w tym czasie guz urósł dwukrotnie, a stan żony nie nadawał się do operacji. Zmarła 1 kwietnia w moje urodziny, na moich rękach. Przed śmiercią zdążyła jeszcze złożyć zeznania. Za to "leczenie" Tomasz Sz. otrzymał 17 tysięcy złotych - opowiedział poruszony do granic możliwości mąż pani Urszuli.

Rodzinom i bliskim zmarłych kobiet składamy wyrazy współczucia. Do sprawy procesu Tomasza Sz. będziemy wracać w kolejnych materiałach. Nasza redakcja apeluje o ostrożność. 

Tomasz Sz. z Bysiny wmówił dwóm kobietom, że nie mają nowotworu. Leczył je generatorem plazmatycznym. Obydwie umarły
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają