Dramatyczny wpis Renaty Piżanowskiej, która od ponad dwudziestu lat pracowała na oddziale neonatologicznym nowotarskiego szpitala, pojawił się w środę.
- Tak wyglądają moje ręce po 12 godzinach pracy: zeżarta skóra od płynu dezynfekcyjnego, tak wygląda moja maseczka z serwetki, kiedy nie miałam czym się zasłonić, żeby nachylić się nad pacjentką - napisała.
Na dowód dorzuciła zdjęcia. Już następnego dnia, okazało się, że to jej ostatnia zmiana w szpitalu.
Apel położnej nie spodobał się Markowi Wierzbie, dyrektorowi Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu.
- Post tej pani był sianiem paniki wśród ludzi, co w obecnej sytuacji może mieć opłakane skutki - tłumaczy dyrektor. - Od wykwalifikowanego personelu medycznego, pracowników szpitala mamy prawo wymagać więcej, niż od zwykłych ludzi. Odpowiedzialności i prawdziwego przekazywania informacji - zaznacza Marek Wierzba.
Renata Piżanowska łapie się za głowę: - Mój post to krzyk rozpaczy, a nie jakaś histeria. Wdrożono procedury na oddziałach, ale środków ochrony osobistej u nas nie widziałam - zaznacza. - Chciałam, żeby usłyszał to ktoś z rządzących, aby personel medyczny mógł bezpiecznie pracować. Nie szkalowałam szpitala, nawet nie podawałam jego nazwy - podkreśla położna.
Przeczytaj także: Ojcowie nie mogą zobaczyć własnych dzieci, ale po oddziałach bez ostrożności spaceruje ksiądz. "Po prostu przykre"
Dyrektor przyjął ją w gabinecie. Dwa dni później sam wylądował na kwarantannie, bo miał kontakt z zakażonym Edwardem Siarką, posłem PiS. - Kończy się moje ubezpieczenie, zostałam bez pracy, a dyrektor mógł mnie zakazić - żali się kobieta.
Tymczasem szpital w poniedziałek sam zaapelował w internecie o przekazywanie maseczek ochronnych i płynów do dezynfekcji.
Położna chce w sądzie walczyć o przywrócenie do pracy. Wspierają ją współpracownicy.
Polecany artykuł:
Koronawirus w Małopolsce. Czytaj najnowsze informacje: