Rafał N. poznał swoich oprawców na kilka godzin przed śmiercią. Miał amfetaminę, a jego nowo poznani znajomi tanie wina z dyskontu. Wspólnie postanowili pójść do altanki w ogródkach działkowych "Szafirek". Oskarżeni o zabójstwo Rafała N. zeznawali w śledztwie (przed sądem odmówili zeznań - PAP), że zaczęli bić ofiarę po tym, gdy ten zażył - w ich ocenie - zbyt dużą porcję amfetaminy. Jednego z oprawców uraził też sposób, w jaki Rafał N. się do niego zwrócił. Wojciech M. i Marcin W. byli bardzo brutalni, na głowie Rafała N. rozbili butelkę, bili go metalowa rurą i pasami od spodni, a także kopali. Wojciech M., który przyznał się do zarzutów, powiedział, że stawał ofierze na twarzy butem. Marcin W., który miał być bardziej brutalny, przyznał się "tylko do używania rurki". W ocenie biegłego medycyny sądowej śmiertelne były rany i ciosy zadane ofierze w głowę. Na ciele ofiary lekarz znalazł inne rany, ale nie potrafił stwierdzić, czym zostały zadane. Biegły wykluczył, aby była to metalowa rurka.
CZYTAJ WIĘCEJ: Morderstwo w Olsztynie. Kim był mężczyzna znaleziony na Nagórkach? [NOWE FAKTY]
Polecany artykuł:
Zabili Rafała i uciekli do Trójmiasta
Pobitego Rafała N. oprawcy zostawili na podwórku, a sami skryli się w altanie działkowej. Gdy rano znaleźli zwłoki, spanikowali i pociągiem wyjechali do Gdańska, a potem do Sopotu. Przy sopockim molo wylegitymowała ich policja, ponieważ wyglądali jak bezdomni, a miejscowi policjanci nie kojarzyli ich. Wojciech M. i Marcin W. powiedzieli, że przyjechali zobaczyć morze, którego wcześniej nie widzieli. Trójmiejscy policjanci zatrzymali ich, ponieważ w policyjnych bazach widnieli jako poszukiwani w związku z zabójstwem. Artur E., który odpowiada za brak pomocy ofierze, przyznał się do winy i nie potrafił wytłumaczyć swojego zachowania. Przyznał jednak, że wcześniej bił go jeden z zabójców.