W czwartek (2 czerwca) Sąd Okręgowy w Olsztynie prawomocny wyrok w procesie czterech mężczyzn, którzy przez rok planowali napad na kantor, a następnie - trzymając się tego planu - we wrześniu 2019 roku przeprowadzili napad. Mózgiem operacji był były zastępca naczelnika wydziału ds. przestępczości przeciwko życiu i mieniu w KMP w Olsztynie. Piotrowi K.-R. pomagał jego brat Paweł K.-R. oraz inny policjant Piotr F., a także znajomy Mariusz W.
Sądy - zarówno rejonowy, jak i okręgowy - uznały, że wiedza zdobyta przez sprawców podczas pracy w policji posłużyła im do przeprowadzenia napadu. W zamyśle sprawców miał to być skok nie do wykrycia. Pracowali oni w rękawiczkach, zniszczyli kamery, unikali monitoringów miejskich i prywatnych. Celowo też zostawili telefony komórkowe w innym miejscu, aby w razie ich sprawdzania wskazywały inne miejsce pobytu niż to, w którym akurat byli.
Polecany artykuł:
Ukradli 2,5 miliona złotych
Były policjant i jego grupa zrabowali w sumie ponad 2,2 mln zł i pieniądze w obcych walutach, których łączna wartość przekraczała 2,5 mln zł. Pieniądze te leżały w sejfie, do którego kod rabusie poznali, bo zatrudnili się w firmie ochroniarskiej, która pilnowała kantoru. Z drugiego sejfu bezskutecznie próbowali ukraść ponad 800 tys. zł.
W apelacjach obrona chciała uznania, że wszyscy zrabowali znacznie mniej pieniędzy. Sąd uznał te apelacje za bezzasadne. - Nie ulega wątpliwości, że zrabowane pieniądze jeszcze oskarżeni mają - mówił sędzia Leszek Wojgienica.
Sąd skazał byłego naczelnika i jego głównego pomocnika Piotr F. na 6 lat więzienia, a kolegę, którego rola polegała na byciu kierowcą na 4 lata. Brat naczelnika Paweł K.-R. otrzymał karę 11 miesięcy więzienia, ponieważ w śledztwie poszedł na współpracę z organami ścigania i ujawnił nieznane śledczym kwestie. W związku z tym skorzystał z nadzwyczajnego złagodzenia kary. Sędzia Wojgienica przyznał, że "można by się zastanawiać nad zawieszeniem tej kary, bo poszedł na współpracę z organami ścigania". - Ale jakaś sprawiedliwość społeczna też być musi, to wcale nie jest za surowy wyrok - podkreślił.
Oskarżeni chcieli zrzucić winę na pracownicę kantoru
W ocenie sędziego Wojgienicy to, że jeden z oskarżonych poszedł na współpracę ze śledczymi tylko przyspieszyło wykrycie sprawców. - To i tak by się wydało - stwierdził sędzia, który chwilę wcześniej nazwał zgromadzony w tej sprawie materiał dowodowy "twardym jak skała". Prokuraturze przez dziewięć miesięcy śledztwa udało się m.in. odzyskać skasowane przez sprawców rozmowy na komunikatorach internetowych. Sprawcy szczegółowo, krok po kroku, relacjonowali sobie wzajemnie postępy w przygotowywaniu napadu. Wśród wielu odzyskanych rozmów była m.in. taka, w której jeden ze sprawców zabrał na kawę pracownicę kantoru tylko po to, by inny w tym czasie dorobił klucze służące do otwierania pomieszczeń. Po napadzie sprawcy próbowali skierować podejrzenia właśnie na tę kobietę.
Na etapie procesu w sądzie rejonowym oskarżeni zostali zwolnieni z tymczasowego aresztu. W czwartek (2 czerwca) żaden z nich nie przyszedł na ogłoszenie wyroku, bo przy tak surowych karach sąd mógłby nakazać aresztowanie ich na sali rozpraw. Teraz mężczyźni pisemnie zostaną wezwani do odbycia zasądzonych kar.