Kim był szop Edward?
Szop Edward stał się ulubieńcem mieszkańców Olsztyna. Pani Monika odwiedzała z nim przedszkola i szkoły. Brali udział w akcjach ekologicznych i pokazywali, jak ważna jest troska o środowisko naturalne. 8 czerwca doszło jednak do feralnego wydarzenia. Szop wymknął się niepostrzeżenie z domu opiekunki, a na drodze swojej wędrówki natrafił na turystów. Zadzwonili oni pod numer alarmowy 112. Służby zignorowały obawy zgłaszających i nie przejęły uciekiniera.
Śmierć Edwarda: uduszenie czy skatowanie?
Dopiero lekarze weterynarii z Ambulansu Wyjazdowego dla Zwierząt, działającego przy Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, zajęli się sprawą. Najgorsze było w tym wszystkim to, że zwierzę już nie żyło.
Właścicielka zgłosiła sprawę do prokuratury i zleciła sekcję zwłok. Badanie wykazało, że szop ma liczne obrażenia, w tym przekrwienia nerek, mózgu, wątroby i oczu. To właśnie te obrażenia były główną przyczyną śmierci.
Polecany artykuł:
Przyzwolenie na znęcanie się nad zwierzętami?
Opiekunka liczyła, że turyści poniosą sprawiedliwość za swój czyn, ale prokuratorzy nie ustalili winnych. Sprawa została jednak umorzona przez Prokuraturę Okręgową w Olsztynie wobec braku danych co do faktu, że doszło do znęcania się nad zwierzęciem lub że osoby trzecie przyczyniły się do jego śmierci.
Opiekunka Edwarda nie zgadza się z rozstrzygnięciem prokuratury. – Edward miał obrażenia, które ewidentnie wskazują, że został skatowany – mówi Monika Bem, która zorganizowała konferencję prasową pod prokuraturą w Olsztynie. – Chodzi nie tyle o ukaranie winnych, ale o pokazanie, jak traktowane są zwierzaki. Prokuratura daje ciche przyzwolenie, że można tak traktować zwierzęta. Ja się z tym nie zgadzam i nie jestem w tym sama.
Na postanowienie o umorzeniu pani Monika złożyła zażalenie. Dodatkowo jako strona postępowania włączyła się do niego fundacja Viva, z którą pani Monika także współpracuje.