Małżeństwo Joanny i Marka było piekłem od samego początku. Pobrali się w sierpniu 1996 r. Poznali - niewiele wcześniej. Czarę goryczy przelały wydarzenia z 13-16 września 1996 r. Wtedy to Joanna Gibner wychodziła z mieszkania i nie nocowała w nim przynajmniej jedną noc. Z tego powodu, doszło do kłótni pomiędzy nią a Markiem W. Jak ustalili śledczy, podczas kłótni Joanna na pytanie męża, gdzie spędzała noc, odpowiedziała, że nie powinno go to obchodzić oraz że była u swojego byłego chłopaka Andrzeja M. Doszło wówczas pomiędzy małżonkami do szarpaniny. To był początek tragicznego końca Joanny. Marek W. przewrócił swoją żonę na wersalkę w pokoju i dusił oburącz za szyję tak długo, aż przestała dawać jakiekolwiek oznaki życia. Joanna próbowała się bronić, ale nawet drapanie paznokciami po szyi męża nie przerwało morderczego uścisku.
Poznali się w maju, w sierpniu wzięli ślub
Śledztwo Sądu Okręgowego w Olsztynie wykazało, że Marek W. poznał Joannę Gibner na dyskotece w Dywitach na początku maja 1996 roku. Już kilka tygodni później, 24 czerwca, para zaręczyła się. Wówczas narzeczeni zdecydowali, że Joanna będzie mieszkać w Dywitach, w domu rodziców Marka W. Później przeprowadzili się do wynajętego mieszkania przy ul. Partyzantów w Olsztynie. 24 sierpnia 1996 roku Joanna Gibner wzięła ślub z Markiem W.
Kilka tygodni później Joanna już nie żyła. Niepokojące sygnały o tym, jakim piekłem jest małżeństwo z Markiem, pojawiły się już dzień po ślubie. Joanna poskarżyła się swojej matce, że w nocy doszło do awantury z Markiem W., w czasie której jej mąż bił ją, a nawet dusił ją za szyję oraz groził śmiercią, trzymając w ręku nóż. Młoda kobieta była gotowa zakończyć małżeństwo.
Zabójca i jego brat wrzucili ciało Joanny do jeziora
We wrześniu 1996 r., kiedy Marek W. zabił swoją żonę, początkowo wystraszył się tego, co zrobił. Próbował nawet udzielić pomocy Joannie, ale było już za późno. W obawie przed konsekwencjami swojego czynu ukrył jej ciało w wersalce, w pojemniku na pościel, a następnie posprzątał mieszkanie.
Następnie Marek W. udał się do domu swoich rodziców w Dywitach, gdzie o zabójstwie żony poinformował swego brata Arkadiusza W. Obaj bracia wspólnie ustalili, że zwłoki trzeba zabrać z mieszkania i ukryć. Wspólnie uznali, że najlepiej będzie zatopić zwłoki w pobliskim Jeziorze Dywickim. Marek W. sam zajął się przewiezieniem pożyczonym samochodem zwłok żony z mieszkania przy ul. Partyzantów do Dywit. Następnie wspólnie z Arkadiuszem W. przepakowali zwłoki do dużego, zapinanego na suwak worka. Worek ze zwłokami obciążyli złomem o małych gabarytach oraz cegłami i owinęli sznurkiem do wieszania bielizny.
W dalszej kolejności bracia zapakowali worek ze zwłokami do bagażnika należącego do ich rodziców samochodu i pojechali nad Jezioro Dywickie. Marek W. umieścił zwłoki w pontonie, po czym odpłynął w kierunku środka jeziora, gdzie je zatopił.
Marek W. skarżył się na policjantów
Przez pierwsze 7 lat po śmierci Joanny, Marek W. pozostawał bezkarny. Pięć miesięcy od „zaginięcia” żony poznał i związał się z Emilią F., z którą następnie pozostawał w konkubinacie aż do chwili aresztowania. To właśnie Emilia F. zawiadomiła policję o popełnieniu przez Marka W. przestępstwa zabójstwa żony. O strasznym czynie Marka dowiedziała się od niego samego.
Marek W. i jego brat Arkadiusz zostali zatrzymani w dniu 17 września 2003 r. Mąż Joanny Gibner w toku postępowania przygotowawczego przyznał się początkowo do popełnienia zarzuconego mu przestępstwa zabójstwa Joanny W. i złożył wyjaśnienia, szczegółowo odtwarzając przebieg całego zdarzenia.
Wyjaśnił m.in., że feralnego dnia w wynajmowanym przez nich mieszkaniu pomiędzy nim a żoną doszło do kłótni, w trakcie której Joanna W. zaczęła go upokarzać. W rezultacie Marek W. wpadł w szał i udusił swoją żonę, choć jak zapewniał, nie miał zamiaru jej zabić.W dalszym toku śledztwa Marek W. odwołał swoje wyjaśnienia, w których przyznał się do zabójstwa, podając, że zostały na nim wymuszone przez funkcjonariuszy policji, którzy mieli go bić i zastraszać.
Zabójca był poczytalny
W toku postępowania przygotowawczego oskarżonego Marka W. poddano badaniom psychiatrycznym, które doprowadziły do stwierdzenia, że nie ujawnia on objawów choroby psychicznej, czy niedorozwoju umysłowego.
Biegli rozpoznali u niego nieprawidłową osobowość, niedostatek uczuciowości wyższej, zaburzenia w sferze emocji oraz woli, obniżony wgląd we własną osobowość, obniżony krytycyzm, postawę aspołeczną oraz doraźne zaspokajanie swoich potrzeb nie zważając na konsekwencje.
W czasie czynów, o których popełnienie został oskarżony, Marek W. miał w pełni zachowaną zdolność rozpoznania ich znaczenia i pokierowania swoim postępowaniem. Biegły psycholog stwierdził u Marka W. sprawność umysłową w granicach normy. Jak wynikało z opinii dysponował on sprawną pamięcią, dobrym intelektem, dość wysoką inteligencją oraz sprawną funkcją postrzegania.
Ciało Joanny odnaleziono 24 lata po zabójstwie
Dziesięć lat po zabójstwie Sąd Okręgowy w Olsztynie w dniu 9 listopada 2006 wydał wyrok w sprawie, w którym uznał Marka W. za winnego popełnienia m.in. zbrodni zabójstwa swojej żony Joanny i skazał go za to na karę łączną 15 lat pozbawienia wolności.
Tym samym wyrokiem na karę łączną 2 lat pozbawienia wolności został skazany Arkadiusz W., brat Marka, który odpowiadał m.in. za to, że we wrześniu 1996 r. w Olsztynie i Dywitach utrudniał postępowanie karne pomagając sprawcy przestępstwa zabójstwa Joanny Gibner uniknąć odpowiedzialności karnej, zacierając ślady przestępstwa przez przewiezienie i utopienie zwłok tej kobiety w Jeziorze Dywickim.
Marek W. przed dokonaniem zabójstwa Joanny W. nigdy wcześniej nie był karany, co przy wymierzaniu mu kary sąd wziął pod uwagę jako okoliczność łagodzącą. Marek W. skończył odbywać karę we wrześniu 2018 r. Zmarł kilka miesięcy później.
Rok po śmierci Marka, odnaleziono ciało Joanny. Zwłoki wyłowiono z Jeziora Dywickiego. W poszukiwaniach pomagał m.in. Janusz Szostak.