Do tego tragicznego wypadku doszło 20 kwietnia 2020 roku. Pani Katarzyna wraz z ukochanym Marcinem jechali na swój własny ślub do Gdyni. W okolicach Szczytna (woj. warmińsko-mazurskie) doszło do tragicznego wypadku. - Ze wstępnych ustaleń funkcjonariuszy pracujących na miejscu zdarzenia wynika, że 25-letni kierujący pojazdem marki Volkswagen Caddy stracił panowanie nad kierownicą, zjechał na przeciwny pas ruchu i zderzył się czołowo z jadącym prawidłowo pojazdem marki Audi - mówiła po wypadku sierż. Izabela Cyganiuk, oficer prasowy KPP w Szczytnie. Narzeczony pani Katarzyny zginął na miejscu. Ona i kierowca volkswagena zostali zabrani do szpitala. Czytaj też: Krzyż utonął w kwiatach. Pogrzeb profesora i jego żony pielęgniarki [ZDJĘCIA, WIDEO]
- Ocknęłam się, byłam zakleszczona, nogi połamane, stopa była na wysokości kolana, na moich nogach zobaczyłam głowę Marcina. Ból przestał mieć znaczenie. Krzyczałam do niego, próbowałam go obudzić, rękę złamaną miałam. Ratownik dał mi do zrozumienia wzrokiem, że Marcin nie żyje - opowiadała w programie "Interwencja" pani Katarzyna.
Kobieta w dalszym ciągu odczuwa fizyczne skutki tamtego tragicznego wypadku. - Miednicę mam dalej złamaną, jeszcze się nie zrosła. Wszędzie są śruby, gwoździe, blaszki - mówiła w "Interwencji". Rehabilitacja pochłonęła fortunę. 30-latka twierdzi, że sprawca wypadku do tej pory nie zainteresował się jej losem. Polsat podaje, że mężczyzna nawet nie stracił prawa jazdy.
Czytaj też: Patrycja i jej mama utonęły w stawie do pojenia krów. Mija 6 lat od tragedii we wsi Szmurły [ZDJĘCIA, WIDEO]
Kilka dni temu w Szczytnie ruszył proces w sprawie tragicznego wypadku na DK 53. "Interwencja" dotarła do zeznań, które zaraz po zdarzeniu złożył 25-latek: "Przyznaję się do tego, że zjechałem samochodem na przeciwległy pas ruchu i doszło do zderzenia. Tego dnia miałem problemy prywatne, utraciłem telefon, skasowałem kontakty, w tym kontakt do narzeczonej. Mam przebłyski, że jechałem, nic nie pamiętam. Ja w tym dniu nie zażywałem żadnych leków, nie wiem, skąd w mojej krwi była lidokaina."
Pani Katarzyna, która ma też córeczkę, mierzy się kolejnym dramatem. 30-latka choruje na raka szyjki macicy. Przyjaciele kobiety zorganizowali w internecie zbiórkę pieniędzy. - Przebyła wiele skomplikowanych operacji związanych z bardzo ciężkim stanem po wypadku, jak i związanych z chorobą, z którą przyszło jej się zmierzyć. Potrzebne jest dalsze leczenie oraz długotrwała rehabilitacja, leczenie psychiatryczne i psychologiczne, także dla małej Juleczki, dla której świat się zawalił - czytamy w opisie zbiórki.