Tydzień oczekiwania na kominiarza
Kominiarze w Olsztynie i okolicy mają tyle pracy, że nie nadążają z odbieraniem telefonów. Na wizytę kominiarzy, w zależności od zakładu kominiarskiego, trzeba czekać od trzech dni do tygodnia. Do tych fachowców dzwonią przede wszystkim właściciele domów jednorodzinnych, ale też mieszkańcy starych kamienic, w których nie zdemontowano pieców kaflowych, czy kuchni węglowych. Kominiarzy proszą o pomoc także ci, którzy mają w domach tradycyjnie opalane kominki. Stare piece zamierzają podłączać też właściciele pomp ciepła, którzy uważają, że tradycyjna forma ogrzewania będzie tańsza.
- W związku z tym, że ludzie nie wiedzą, czy będą w stanie ogrzewać swoje domy gazem, czy prądem chcą uruchomić często nieużywane od lat urządzenia grzewcze, głównie piece kopciuchy - przyznał w rozmowie z PAP kominiarz Sebastian Kryger. Dodał, że ludzie proszą kominiarzy o wykonanie albo przegląd przewodów dymowych, czy wentylacyjnych - chodzi o ustalenie, czy są one szczelne, czy bezpiecznie można podłączyć do nich urządzenia grzewcze (koszt takiej usługi to 300 zł), albo proszą o wyczyszczenie przewodów dymowych (koszt 200 zł).
Kryger przyznał, że o takie usługi proszą bardzo często osoby, które nie ogrzewały paliwem stałym swoich domów od lat - zamontowały ogrzewania gazowe, czy elektryczne, wykonały termomodernizację swoich domów. - Ci, którzy brali na termomodernizację dofinansowania musieli się pozbyć pieców, zutylizować je. Ale ci, którzy wykonywali takie prace na swój koszt mają w domowych kotłowniach +piec na czarną godzinę+. Teraz zamierzają z nich skorzystać - przyznał Kryger.
Kominiarze od wielu lat nie mieli tyle pracy
Kominiarz Krzysztof Kozłowski odebrał telefon od mieszkańca kamienicy, który ma w swoim mieszkaniu nieużywaną od lat kuchnię węglową. - Gdy usłyszał, że musi czekać na naszą wizytę, w mało uprzejmy sposób oświadczył, że nie zamierza tego robić i będzie w tej kuchni palił. Nie jest to mądre, bo to mieszkanie w budynku wielorodzinnym - podkreślił kominiarz. Dodał, że wiele osób prosi o wykonanie przeglądów, czy czyszczenia przewodów po południu. - A my pracujemy od samiutkiego rana, po południu to sił już nam brak. Od wielu lat nie mieliśmy tyle pracy, co teraz - powiedział kominiarz i dodał, że "zdaje sobie sprawę z tego, że ci, którzy proszą o sprawdzenie przewodów dymowych to procent tych, którzy ze starych pieców będą korzystać". - Jestem pewien, że niektórzy podłączą stare piece nie patrząc na przepisy i na bezpieczeństwo. Zrobią to po swojemu i tyle - stwierdził Kryger. Jego zdaniem warta 200, czy 300 zł usługa może zdecydować o bezpieczeństwie całego budynku. - W porównaniu z ceną opału to jest niemal symboliczna opłata, ale ludzie i na taki wydatek się nie decydują - podkreślił Kryger.
Będzie więcej pożarów, a śmieci znów wylądują w piecach?
Kominiarze w rozmowie z PAP podkreślili, że nie wszystkie przewody dymowe, które sprawdzali nadają się do użytku. Nie wszyscy właściciele pieców mają też opał do kopciuchów, które zamierzają uruchomić. Niektórzy mówią wprost, że będą palić tym, co mają. - Trzeba się spodziewać niestety palenia śmieciami - przyznał Kozłowski.
Rzecznik prasowy warmińsko-mazurskiej straży pożarnej Rafał Melnyk w rozmowie z PAP podkreślił, że prawidłowy stan przewodów dymowych jest niezwykle ważny dla bezpieczeństwa. - Piece najczęściej są na najniższej kondygnacji budynku, w związku z tym kominy są na całej wysokości. Jeśli komin nie jest szczelny może dojść do pożaru, nie tylko dachu, ale całego budynku - podkreślił strażak. W ostatnich dniach warmińsko-mazurscy strażacy wyjeżdżali już do kilku pożarów sadzy w przewodach kominowych. - Taki pożar jest niebezpieczny, bo może dojść do popękania, czyli rozszczelnienia komina - dodał Melnyk.