Największe jezioro w Polsce bez ratowników? Dramatyczny apel. „Za darmo ratujemy ludzkie życie”

2025-04-02 9:56

Najstarsza służba ratownicza na Mazurach prosi o pomoc. Ratownikom strzegącym bezpieczeństwa na Śniardwach, największym polskim jeziorze, brakuje pieniędzy na działalność. Pogrążać ich finansowo m.in. spór z samorządem Pisza, przez który muszą zapłacić kilka razy wyższy czynsz za korzystanie z działki, na której mają bazę.

Największe jezioro w Polsce bez ratowników? Dramatyczny apel. „Za darmo ratujemy ludzkie życie”

i

Autor: Shutterstock Zdj. ilustracyjne.
Super Express Google News

Spis treści

  1. Ratownicy pilnują bezpieczeństwa na Śniardwach. Nie mają pieniędzy
  2. Dwóch "etatowców" i 140 wolontariuszy. "Za darmo ratujemy życie"
  3. Konflikt ratowników z samorządem? Burmistrz zaprzecza
  4. Marszałek proponuje dialog

Ratownicy pilnują bezpieczeństwa na Śniardwach. Nie mają pieniędzy

Mazurska Służba Ratownicza działa na Mazurach od prawie 50 lat. Ma za zadanie m.in. strzec bezpieczeństwa na jeziorze Śniardwy, największym w Polsce. To zdradliwy akwen, bo miejscami bardzo płytki, na wielu mieliznach są kamienie, a do tego szybko i gwałtownie na tym jeziorze potrafi zmieniać się wiatr.

W ubiegłym roku MRS wypływała do 57 akcji, odnotowano 19 interwencji na wodzie, pomocy udzielono 88 osobom, jedna osoba zmarła. Ratownicy byli w 77 patrolach, a 38 razy zabezpieczali i holowali łodzie. - Gdyby za te nasze akcje samorząd miał zapłacić, to by była kwota 1,6 mln zł - wylicza w rozmowie z PAP Marek Kwasowiec, wicekomandor Mazurskiej Służby Ratowniczej (MSR). Ratownicy potrzebują pieniędzy. Według Kwasowca do sprawnego funkcjonowania ta służba potrzebuje 400 tysięcy złotych. I to „od zaraz”. Obecnie MSR ma ledwie ¼ tej kwoty.

Na działalność na 2025 rok dostaliśmy 50 tys. zł od wojewody warmińsko-mazurskiego, 42 tys. zł od marszałka i liczymy na 15 tys. zł od samorządu Orzysza, gdzie pracujemy na plażach.

- wyliczył Marek Kwasowiec.

Pokój Zbrodni - atak na ratownika

Dwóch "etatowców" i 140 wolontariuszy. "Za darmo ratujemy życie"

Zaledwie dwie osoby pracują w Mazurskiej Służbie Ratowniczej na etacie. Aż 140 to wolontariusze. Ratownictwo wodne, w przeciwieństwie do ratownictwa górskiego, nie jest finansowane z budżetu państwa. Wszystkie organizacje, które zajmują się bezpieczeństwem na wodzie pozyskują pieniądze z dotacji, grantów, konkursów i od sponsorów. Wszystkie służby zgodnie wskazują, że taki sposób działalności nie pozwala im na normalną działalność, nie mówiąc o wymianie sprzętu ratowniczego.

Jesteśmy wariatami, którzy za darmo narażają się i ratują ludzkie życie. Jak wymrzemy, to nikt tej pracy za darmo robił nie będzie.

- powiedział w rozmowie z PAP Kwasowiec.

Na Mazurach prócz MSR działa także Mazurskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe oraz kilka mniejszych organizacji związanych głównie ze strażą pożarną.

Konflikt ratowników z samorządem? Burmistrz zaprzecza

Dodał że dramatyczną sytuację finansową ratowników pogarsza w tym roku fakt, że za korzystanie z działki nad jeziorem Śniardwy muszą zapłacić samorządowi Pisza 16 tysięcy złotych, tj. trzy razy więcej niż przed rokiem.

- Wszystko przez to, że nie mamy aktualnej umowy na korzystanie z działki - powiedział Marek Kwasowiec i dodał, że spór o działkę trwa od kilku lat, a propozycje, które ratownicy dostają od samorządu są dla nich nie do zaakceptowania. Chodzi m.in. o to, by przez działkę zajmowaną przez ratowników można było dochodzić do innej działki.

Co na to władze Pisza? Burmistrz Dariusz Kiński udzielił dziennikarzom PAP pisemnej odpowiedzi. Zapytany, dlaczego Mazurska Służba Ratownicza nie ma umowy z samorządem na korzystanie z działki i czy samorząd Pisza zwolni ratowników z opłaty za bezumowne korzystanie z tej obecnie zajmowanej Kiński odpisał, że "dobra wola i chęć współpracy nie mogą stać w sprzeczności z interesami gminy Pisz".

- Przedłużające się negocjacje pomiędzy gminą Pisz, a jedną z organizacji, której statutowym działaniem jest ratownictwo wodne, nie dają asumptu do budowania narracji o konflikcie Gminy z ratownikami wodnymi. Pragnę przypomnieć, iż Gmina Pisz poczyniła liczne ustępstwa i gesty dobrej woli w stosunku do Mazurskiej Służby Ratowniczej, które w moim odczuciu wskazywały na chęć ściślejszej współpracy w zakresie ratownictwa wodnego, a tym samym budowania bezpieczeństwa osób korzystających z turystyki i wypoczynku na mazurskich jeziorach - napisał samorządowiec, kilkukrotnie podkreślając, że jego zdaniem nie można mówić o konflikcie na linii samorząd i ratownicy.

- To od woli danego stowarzyszenia zależy w jakiej formie oraz lokalizacji będzie wykonywać swoje działania statutowe i Gmina nie ma uprawnień, aby ingerować w ten aspekt - odpowiedział burmistrz Pisza zapytany o to, czy uważa, że MSR powinna zmienić lokalizację swojej bazy.

Marszałek proponuje dialog

Głos ws. zabrał też Marcin Kuchciński, marszałek woj. warmińsko-mazurskiego.

Bardzo nam zależy na tym, żeby nad Śniardwami, tak jak i innymi mazurskimi jeziorami, było bezpiecznie. Po to wspieramy ratowników finansowo, by mogli oni działać i ratować ludzi.

- podkreślił marszałek, który, chcąc załagodzić spór i wypracować kompromis między stronami, zainteresował sprawą Wojewódzką Radę Dialogu Społecznego.

Kuchciński dodał, że ubolewa nad tym, że "na drodze mediacji w tej Radzie nie udało się wypracować żadnego rozwiązania". - Innej możliwości wypracowania porozumienia jako marszałek nie mam - powiedział w rozmowie z PAP Kuchciński.

Burmistrz Pisza zapytany o mediacje napisał, że "każda forma współpracy pomiędzy instytucjami, organizacjami, stowarzyszeniami mająca na celu wypracowanie kompromisowego stanowiska jest oceniana przez Gminę Pisz niezmiernie pozytywnie. Nie inaczej jest w kwestii przeprowadzanych mediacji przez Wojewódzką Radę Dialogu Społecznego".

CZYTAJ TEŻ: Uzdrowisko widmo za miliony stoi puste! Gmina na skraju bankructwa

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki