Feralny lot miał miejsce 21 grudnia. Maszyna wystartowała z lądowiska k. Ostródy w okolicach Wzgórz Dylewskich, na terenie jednego z hoteli. Mężczyzna, mieszkaniec powiatu nowodworskiego, miał wylądować około godziny 15 na lądowisku w Milewie w woj. mazowieckim - taką informację przekazał swojej partnerce. Po 61-latku ślad zaginął, więc rozpoczęto poszukiwania. Zakończono je 23 grudnia. Pilot nie przeżył.
Sprawą tragicznego wypadku zajmuje się Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. – 21 grudnia 2019 roku o godz. 10.58 z lądowiska w miejscowości Milewo na śmigłowcu typu Robinson R-22 Beta II o znakach rozpoznawczych A77-JRO wystartował właściciel śmigłowca po trasie Milewo – Wzgórze Dylewskie. Po około 45 minutach lotu wylądował na lądowisku w rejonie hotelu – czytamy w raporcie specjalistów.
Polecany artykuł:
Ok. godz. 14:15 mężczyzna wystartował w trasę powrotną na lądowisko w Milewie. Według Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, warunku atmosferyczne pogorszyły się. Pilot jednak zignorował ten sygnał. 61-latek próbował wrócić do miejsca startu. Wtedy doszło do zderzenia z koroną drzew, przez co maszyna zderzyła się z ziemią. Śmigłowiec uległ zniszczeniu, a pilotujący go mężczyzna zginął na miejscu. Co gorsza, pilot nie miał uprawnień do pilotowania śmigłowca. Ponadto śmigłowiec nie figuruje w rejestrze statków powietrznych ULC.
Polecany artykuł: