Prokuratura Okręgowa w Olsztynie pod koniec 2022 r. przesłała do Sądu Rejonowego w Giżycku akt oskarżenia przeciwko funkcjonariuszowi policji Mateuszowi C. Mężczyzna oskarżony jest o niedopełnienie obowiązków służbowych i przekroczenie uprawnień, nieumyślne spowodowanie śmierci Tomasza N. i zranienie policjantki oraz narażenie czworga innych osób (trójki dzieci i partnerki Tomasza N.) na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Policjanci usłyszeli krzyki i weszli do mieszkania. Tragiczny finał interwencji
Sprawa dotyczy zdarzenia, do którego doszło 16 grudnia 2021 r. w Wydminach. Według ustaleń prokuratora, mieszkanka Wydmin (partnerka Tomasza N. - red) w późnych godzinach nocnych zadzwoniła na policję. Prosiła o interwencję, ponieważ jej partner był pijany i awanturował się. W domu oprócz niej przebywało także troje dzieci. Na interwencję do Wydmin udał się dwuosobowy patrol, w tym Mateusz C., policjant z ośmioletnim doświadczeniem.
Policjanci po wejściu na klatkę schodową usłyszeli krzyki i udali się do mieszkania, z którego dochodził hałas. W środku zastali kobietę, troje dzieci oraz Tomasza N., który podczas rozmowy z oskarżonym był głośny i agresywny. Mateusz C. chciał skuć go kajdankami. W tym celu próbował najpierw używać chwytów obezwładniających. - Ale bezskutecznie. Tomasz N. cały czas podnosił ręce do góry i wyrywał się - mówi sędzia Adam Barczak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Pijany agresor szamotał się z policjantami na łóżku. Padł strzał
Mateusz C. wyciągnął broń z kabury, a następnie odbezpieczył ją i wymierzył w kierunku Tomasza N., krzycząc, aby ten się uspokoił. To również nie pomogło. W tej sytuacji oskarżony policjant schował broń do kabury i użył wobec pokrzywdzonego gazu pieprzowego. Tomasz N. nadal stawiał opór i nie pozwalał na założenie mu kajdanek. W pewnym momencie, gdy oskarżony puścił Tomasza N., ten podjął próbę opuszczenia pomieszczenia. Pomiędzy nim a dwojgiem chcących go obezwładnić funkcjonariuszy znowu wywiązała się szarpanina i wszyscy troje przewrócili się na łóżko. Wówczas Mateusz C. z bardzo bliskiej odległości oddał strzał w kierunku Tomasza N. Kula trafiła go w klatkę piersiową, powodując szereg rozległych obrażeń wewnętrznych i śmierć mężczyzny. Jednocześnie ten sam pocisk, po przelocie przez ciało Tomasza N., zranił w okolice lewego nadgarstka towarzyszącą oskarżonemu policjantkę.
Policyjna kula trafiła Tomka w serce. Policjantka została ranna
Tak tamten feralny dzień wspominała w rozmowie z "Super Expressem" partnerka Tomasza N. To ona wezwała policję. - Około godziny 4:00 Tomek źle się zachowywał - mówiła pani Ela. Kobieta zawiadomiła policję, wiedząc, że Tomasz N. bał się wizyt mundurowych. - Kiedy przyjechali na miejsce, od razu chcieli go aresztować, a on się im opierał, użyli gazu i nie czekając aż zacznie działać, rzucili go na łóżko.
Tomasz N. nadal nie potrafił się opanować. - Wtedy policjant wyciągnął broń i kazał mu się uspokoić, kiedy to nie skutkowało padł strzał. Rykoszet zranił też policjantkę, aż strach pomyśleć jak by trafili moje dzieci - opowiadała kobieta. - Wystarczyło, żeby użyli pałki lub paralizatora. Po wszystkim policjant przeprosił mnie, że zastrzelił mojego narzeczonego - mówiła zrozpaczona pani Elżbieta.
Prokurator przyjął, że Mateusz C. nie dopełnił obowiązków i przekroczył swoje uprawnienia i niezasadnie, wbrew przepisom ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej, użył broni palnej. Policjant powinien poinformować Tomasza N. o konsekwencjach niestosowania się do poleceń policjantów, w tym o prawie do użycia środków przymusu bezpośredniego. Ponadto Mateusz C. przed odbezpieczeniem broni i oddaniem strzału nie wyprowadził partnerki Tomasza N. i jej dzieci do bezpiecznego pomieszczenia. Co więcej niedostatecznie ocenił stopień i skalę występującego zagrożenia i ryzyka.
W ocenie prokuratora, Mateusz C. z uwagi na możliwość oddania niekontrolowanego strzału podczas obezwładniania Tomasza N. naraził przebywające w pokoju osoby, w tym małoletnie dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Policjant nie przyznaje się do winy
Proces Mateusza C. rozpoczął się w środę (6 września) przed Sądem Rejonowym w Giżycku. Oskarżony w pierwszym dniu procesu nie przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia. Jak mówił przed sądem, podczas tej trudnej interwencji "walczył o życie". - Pan Tomasz przygniatał mnie swoim ciałem - wspominał Mateusz C i dodał, że wiedział o tym, że interwencja może być trudna. - Wiedzieliśmy od kolegów kim ten pan jest, był związany z pseudokibicami - mówił policjant i dodał, że Tomasz N. "rzucał nim po pokoju jak szmatą".
Sąd przesłuchał także policjantkę, która towarzyszyła Mateuszowi C. podczas feralnej interwencji. Kobieta mierzy 164 cm wzrostu i waży ok. 50 kg. Z takimi gabarytami trudno wygrać starcie z szamoczącym się, pijanym mężczyzną. Przed sądem wspominała moment szamotaniny na łóżku. Policjantka miała skakać po plecach Tomasza N., kiedy ten leżał na Mateuszu C.
Proces Mateusza C. będzie kontynuowany w poniedziałek (11 września). Sąd planuje m.in. przesłuchania świadków. W poniższej galerii zdjęcia z rozpoczęcia procesu.