
Spis treści
- Pożar stuletniego domu na Warmii
- W hydrantach nie było wody
- Rodzina straciła dom: "Patrzyliśmy, jak wszystko idzie z dymem"
- Rodzina bez dachu nad głową. Trwa zbiórka
- Prokuratura wszczęła śledztwo
- Lokalne władze milczą
Pożar stuletniego domu na Warmii
Dramat rozegrał się 6 marca, tuż po północy. Ogień wybuchł we wsi Leszno (woj. warmińsko-mazurskie), na poddaszu wiekowego domu, który od pokoleń należał do jednej, warmińskiej rodziny. Z początku wydawało się, że pomoc nadejdzie szybko. Najbliższa jednostka OSP była dosłownie 3 kilometry dalej, w Rumach. Strażacy, choć gotowi do akcji, nie zostali wysłani do pożaru. Powód? Bezduszna biurokracja. Rumy należą bowiem do innego powiatu.
Zamiast tego, do pożaru wysłano jednostki z Olsztyna i Barczewa, które grzęzły w dziurawych, wąskich i zarośniętych drogach. Minęło 21 minut, zanim pierwszy zastęp dotarł na miejsce. Kolejne – dopiero po 40. minutach. Ale to nie był koniec horroru.
W hydrantach nie było wody
Gdy wreszcie strażacy stanęli przed płonącym domem, odkryli, że lokalne hydranty są kompletnie bezużyteczne, bowiem brak w nich ciśnienia. Trzeba było dowozić wodę z innej miejscowości. Czas uciekał, ogień pożerał dobytek całego życia rodziny Moritz, a strażacy oszczędzali wodę, bo nie mieli czym gasić!
Rodzina straciła dom: "Patrzyliśmy, jak wszystko idzie z dymem"
Staliśmy i płakaliśmy, patrząc jak wszystko idzie z dymem. Straciliśmy dach nad głową, rodzinne pamiątki, wszystko, co mieliśmy. Gdyby przysłano OSP z Rum, byliby u nas po kilku minutach. Czekali gotowi. Ale nie dostali rozkazu…
– mówiła w rozmowie z "Super Expressem" zrozpaczona pani Julita Moritz.
Rodzina bez dachu nad głową. Trwa zbiórka
Po starym domu nie zostało praktycznie nic. Przetrwał II wojnę światową, ale nie przetrwał bezdusznej biurokracji. Budynek nadaje się tylko do rozbiórki. Pięcioosobowa rodzina: pani Julita, jej mąż Rafał, babcia Gosia oraz dwie córeczki: 6-letnia Asia i 11-letnia Julka zostały bez dachu nad głową. Trwa zbiórka pieniędzy, aby pomóc rodzinie. Pomóc można POD TYM LINKIEM.
Prokuratura wszczęła śledztwo
Po publikacjach „Super Expressu” i portalu se.pl, które jako pierwsze nagłośniły tę bulwersującą sprawę, prokurator zdecydował się wszcząć śledztwo z urzędu. Będzie badał całość akcji gaśniczej ale, co najważniejsze - fakt braku ciśnienia w hydrantach we wsi Leszno, w której wybuchł pożar.
Prokurator zwrócił się do policji w Barczewie o dokumentację w sprawie zdarzenia we wsi Leszno. Śledztwo zostało wszczęte z urzędu i jest prowadzone „w sprawie”.
- mówi w rozmowie z "Super Expressem" prok. Daniel Brodowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.
Lokalne władze milczą
Próbowaliśmy skontaktować się w tej sprawie z gminą Barczewo. Burmistrz Grzegorz Matłoka nie odpowiedział na maile i telefony. Gmina nabrała wody w usta, choć - jak na ironię - akurat w hydrantach jej nie było!