W dniach 15-17 listopada rodzina Julii Szymańskiej przeżyła ogromną tragedię. W niedzielę nastolatka poczuła się bardzo źle. Miała migrenę, gorączkę i wymiotowała. Dyspozytorka pogotowia ratunkowego otrzymała informację o przypadku 15-latki z prośbą, aby wysyłać do niej zespół ratownictwa medycznego. Rozmowa została przekierowana do lekarza z szpitala w Ostródzie, który przepisał ibuprofen.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Ich małżeństwo było piekłem od samego początku! Makabryczne szczegóły zabójstwa Joanny Gibner
Julia urodziła się z wadą serca. Pogotowie przyjechało za późno
Pomimo podania tego leku, stan Julki pogorszył się. Do tego doszły tak silne bóle mięśni, że 15-latka nie mogła się ruszyć. Sytuacja stała się dramatyczna, ponieważ Julia prawdopodobnie urodziła się z wadą serca. Dopiero, kiedy skończyła miesiąc, podczas szczepienia, wyszło na jaw, że ma problem z sercem. Kiedy miała 4 lata, zostały jej wszczepione zastawki.
Rodzina Julki nie dawała za wygraną. Błagała lekarzy o pomoc. - Około godz. 23 w poniedziałek, ponownie zadzwoniliśmy na pogotowie. Przekierowano rozmowę do lekarza pełniącego dyżur, który nakazał podwoić dawkę ibuprofenu. Julia nadal bardzo źle się czuła - opowiada Weronika Szymańska, siostra zmarłej 15-latki.
CZYTAJ TEŻ: "To był szajbus". Romans żony pchnął go do zbrodni? Kim jest zabójca 30-letniej Moniki?
"Przez tych konowałów moja siostra nie żyje!"
- Za godzinę znowu zadzwoniliśmy na 112. Znów usłyszeliśmy to samo, żeby podać ibuprofen. Kiedy we wtorek o godz. 12 Julia przestała oddychać, zadzwoniliśmy jeszcze raz - mówi pani Weronika. W międzyczasie ojczym próbował ją reanimować. Pogotowie przyjechało momentalnie.
- Zjawili się dosłownie po 3 minutach - wyjaśnia siostra Julii. - Podjęto czynności reanimacyjne, ale nie udało im się przywrócić Julii do życia. Gdyby dyspozytor od razu wysłał załogę ratownictwa, Julia na pewno by żyła. Miała całe życie przed sobą. Przez tych konowałów moja siostra nie żyje!