Jak podaje PAP, pierwsi do poszkodowanych dotarli ratownicy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Na pokładzie śmigłowca, który wpadł do jeziora Tałty, były trzy osoby: pilot i dwie kobiety. Po tym, jak śmigłowiec runął do jeziora, osoby te zostały wyciągnięte z wody. Jedna z nich wydostała się ze śmigłowca o własnych siłach, a dwóm pozostałym trzeba było pomóc. Maszyna zatonęła. Według służb, poszkodowani mają obrażenia m.in. urazy kręgosłupa. Uratowani z katastrofy zostali przetransportowani do szpitala.
Według informacji rzecznika warmińsko-mazurskich strażaków Rafała Melnyka, śmigłowiec wystartował z pobliskiego Słonecznego Portu. Przedstawiciele portu przekazali PAP, że śmigłowiec Robinson 44 wzniósł się, po chwili silnik zgasł, a maszyna runęła do wody. Jak wskazali, mężczyzna który pilotował śmigłowiec był jego właścicielem i wraz ze znajomymi leciał do swojej firmy. Na miejsce po wypadku przyjechali strażacy płetwonurkowie, którzy sprawdzili, czy nie było jeszcze innych osób na pokładzie. Wskazali też, że z maszyny wydostaje się paliwo. Śmigłowiec leży na dnie jeziora na głębokości 13-15 metrów, będzie wyciągany z wody. Akcja może potrwać kilka godzin.