Schorowanego małżeństwa nie stać na leki
49-letnia Krystyna Jakubczyk z Lubawy przepracowała 26 lat w dwóch szpitalach. Początkowo jako salowa, a później jako pomoc medyczna. Ciężko pracowała na oddziałach neurologicznych i opieki paliatywnej. To odziały głównie z leżącymi pacjentami. Przez cały ten czas praktycznie nie chodziła na zwolnienia lekarskie. Wszystko było dobrze, dopóki sama nie zachorowała. - Było ciężko, targałam pacjentów wielokrotnie większych i dużo cięższych ode mnie - wspomina.
Problemy zaczęły się po przeprowadzce z rodzinnego Morąga. - Mój obecny mąż dostał po rodzicach mieszkanie w Lubawie. Przeprowadziliśmy się. Znalazłam tam pracę w szpitalu. Wzięliśmy kredyt na remont i myślałam, że będzie dobrze - wspomina pani Krystyna w rozmowie z "Super Expressem".
I dodaje: - Dostałam umowę na czas określony, bo to pierwsza umowa i kiedy mi się kończyła, zachorowałam - wspomina kobieta. Po kilku miesiącach pracy dostała ostrej przepukliny kręgosłupa. Trafiła na stół operacyjny, gdzie przeszła dwie operacje. - Najpierw jedna operacja kręgosłupa, później druga, doszedł nowotwór i na domiar złego pojawiła się pandemia. Do lekarza głównie prywatnie, rezonanse i tomografy też - wylicza pani Krystyna. Bezradną kobietę odwiedził komornik. - Świat zawalił się na głowę. Wygasła mi umowa o pracę, nie miałam zasiłku chorobowego.
Co więcej, mąż pani Krystyny też jest chory. Pan Edward przeszedł zawał, ma problemy neurologiczne i astmę. Kobieta mówi wprost, że mężczyzna nie nadaje się do pracy. - Te leki, co przyjmuje nie pozwalają na pracę przy maszynach - mówi naszemu reporterowi 49-latka.
Rodzina utrzymuje się z zasiłku w kwocie ok. 300 zł. Leki, jakie muszą przyjmować to koszt ponad 500 złotych. Nie przyjmują leków, bo nie mają ich za co wykupić. ZUS odmówił renty pani Krystynie. Małżeństwo jest w tak trudnej sytuacji, że opał zbierają od znajomych. Żyją za pieniądze pożyczone od rodziny. Pan Edward zbiera opał na zimę, uprawia ogród i chowa kury. To ich jedzenie.
Pani Krystyna jest zdruzgotana. "W więzieniu dadzą leki i jedzenie"
Pani Krystyna jest załamana. - Tak myślę, że lepiej iść do więzienia, chyba coś ukradnę i dam się zatrzymać. Tam mnie wyleczą, dadzą leki i jedzenie. Będę miała badania i lekarzy specjalistów - mówi zdruzgotana kobieta. 49-latka żałuje swoich decyzji. - Gdybym wiedziała, że stracę pracę to bym kredytów na remont nie brała. Nie przeprowadziłabym się tu do Lubawy. Tam w Morągu miałam stałą pracę od 23 lat - kończy zdesperowana kobieta.
W sprawie schorowanego małżeństwa dziennikarze "Super Expressu" zainterweniowali w miejscowej opiece społecznej. Urzędnicy zaoferowali pomoc. Do tematu będziemy wracać.