Do zdarzenia doszło w miniony piątek, 23 czerwca. Kobieta jechała właśnie do pracy. Była na Kościuszki, gdy niespodziewanie przez uchylone okno do jej opla wleciał ogromny trzmiel. Wystraszona 41-latka wpadła w panikę, zaczęła opędzać się od intruza, szarpać kierownicą, wskutek czego straciła panowanie nad pojazdem. Samochód zjechał z drogi i dachował po uderzeniu w drzewo.
Sytuacja wyglądała bardzo groźnie. Pani Julita miała jednak ogromne szczęście, gdyż wszystko skończyło się jedynie na potłuczeniach i rozbitym aucie.
Nie udało się dotrzeć do ofiary trzmiela. Po traumatycznych zdarzeniach pani Julita wyjechała do swojej siostry do Trójmiasta. Kobieta nie chciała rozmawiać o wypadku. Jak twierdzi, wciąż jest w szoku.
- Takie zdarzanie może skończyć i nierzadko kończyło się śmiercią - mówi w rozmowie z "Super Expressem" lek. Waldemar Pawłowski z Iławy. - Ludzie są uczuleni na jad owadów, a pani za kierownicą mogła doprowadzić do poważnego wypadku - dodaje.
Tym razem wszystko skończyło się dobrze. Pani Julita została pouczona przez policjantów. Sprawca całego zamieszania, czyli trzmiel, zbiegł z miejsca wypadku.