Timi utonął pod koniec wakacji. Śledztwo ws. tragedii na strzeżonej plaży
- Miłość nie kończy się u bram śmierci, żyjesz w naszych sercach i naszej pamięci - takie słowa zostały wyryte na grobie Timiego. Ukraiński chłopiec utonął pod koniec wakacji na strzeżonej plaży w Ostródzie. We wrześniu Timi miał wrócić do szkoły. Nie wróci tam.
Blisko trzy miesiące minęło i śledztwo w sprawie utonięcia ukraińskiego chłopca utknęła w miejscu. Prokuratura Okręgowa w Elblągu, która prowadzi śledztwo, właśnie przedłużyła je o kolejne miesiące. Mimo wielu wykonanych czynności śledczych, do tej pory nikt nie odpowiedział za śmierć dziecka.
Mały Timi utonął 20 sierpnia strzeżonej plaży w Ostródzie. Kąpielisko tego dnia strzegli ratownicy zatrudnieni przez miasto. Zaraz po wypadku ostródzcy policjanci przeprowadzali czynności śledcze. Po kilku tygodniach ktoś dopatrzył się, że jeden z ratowników był związany z policyjnym klubem sportowym i przez to zapadła decyzja o przekazaniu sprawy do Iławy. Tam śledczy musieli w dużej mierze powtórzyć wiele czynności. I zrobili to, choć nie było łatwe, bo prokuratura zaplanowała przesłuchanie kilkudziesięciu świadków. W trakcie czynności policja zwróciła się w mediach społecznościowych z apelem o zgłaszanie się z informacjami w sprawie, nawet anonimowo.
Te działania przełomu jednak nie przyniosły, bo jak udało ustalić się naszemu reporterowi, materiały trafiły na biurko prokuratora i sprawa utknęła. Śledczy muszą zebrać opinie biegłych, przeczytać protokoły z przesłuchań świadków i podjąć kolejne decyzje. - Tak, jest problem z ustaleniem okoliczności, bo wozy ratownicze nie mogły dojechać w miejsce zdarzenia. Podobno plaża nie miała wytyczonej drogi ewakuacyjnej - mówi nam osoba związana ze sprawą.
I dodaje: - Droga, którą dojechały wozy ratownicze przebiega przez teren gminy wiejskiej, a nikt tego nie uzgadniał formalnie, do tego pomost mierzy ponad 102 metry, a według przepisów na każde 100 metrów plaży powinno być stanowisko ratownicze - wyjaśnia nasz informator.
Tablica na miejscu tragedii. "Wchodzisz na własną odpowiedzialność"
Burmistrz, ratownicy i dyrektor OCSIR jakby o sprawie zapomnieli. Nie zapadły żadne decyzje poza wywieszeniem tablic ostrzegawczych na plaży z informacją „Wchodzisz na własną odpowiedzialność”. - O zgrozo, jeden z tamtych ratowników dziś jakby nigdy nic prowadzi szkołę pływania - mówi nasz informator.
Im dłużej trwają czynności w sprawie, odpowiedzialność się rozmywa. - Świadkowie zapominają, dowody „wietrzeją” i sprawa się rozmydla. Tu dochodzi sprawa, że chłopczyk był z Ukrainy. Rodzina po prostu nie ma siły przebicia - twierdzi w rozmowie z "Super Expressem" doświadczony śledczy.
Na grobie Timiego wciąż płoną znicze. Ten napis łamie serce. Zobacz zdjęcia
Polecany artykuł: